środa, 30 grudnia 2015

Światła września

Hej ho!
Wydaje mi się, że od baaardzo dawna nie przeczytałam żadnej książki do końca.
Ale dzisiaj skończyłam jedną i jak zawsze wyrażę swoją opinię na jej temat.
Trzeba przyznać od razu, że moja ocena może być dość nieobiektywna, ponieważ Carlos Ruiz Zafon jest jednym z moich ulubionych autorów i gdyby nie "Cień Wiatru", to za pewne go tej pory siedziałabym w młodzieżowych książkach, marząc o nastoletniej, zupełnie niedorosłej i cukierkowej miłości, moje marzenia byłyby płytkie, twierdzenia nieskładne, bez żadnej głębi.
Można powiedzieć, że między innymi dzięki Zafon'owi jestem kim jestem i myślę co myślę.
No, ale przechodząc do książki. Dzisiaj zajmiemy się "Światłami września". 
Jest to opowieść o miłości, zaufaniu, rodzinnych więziach, tym co siedzi w każdym z nas i poświęceniu.
Niepełna, na skraju ubóstwa rodzina Sauvelle zyskuje szansę odzyskania spokoju i równowagi majątkowej na wybrzeżu Normandii. Simone, wdowa, matka Irene i Doriana, a także nowa głowa rodziny, otrzymuje propozycję pracy od fabrykanta zabawek. Cała rodzina zyskuje nadzieję na lepsze życie i pewne jutro. Jednak tajemnice fabrykanta, skrywane za murami jego posiadłości wprowadzą w życie Sauvelle'lów o wiele większe problemy niż brak pieniędzy.
I cóż mogę powiedzieć, książka jest fenomenalna, magnetyzująca, otoczona pięknymi opisami i ciekawą akcją. Czegóż chcieć więcej?
Do tego, miłość nie jest tam nachalna, nie ma opisów "mokrych" pocałunków, półgodzinnego smęcenia o spoglądaniu sobie w oczy, czy kilkustronicowej ody na cześć pięknej bohaterki. Jednak obecność tego uczucia jest namacalna, tak jak w normalnym życiu. 
Można powiedzieć, że ta książka jest idealnym połączeniem akcji, piękna i minimalizmu (w niektórych momentach). 
I choć nadal bardziej kocham "Cień wiatru" to uważam, że "Światła września" zasługują na polecenie.

Zmarzluch

niedziela, 27 grudnia 2015

Hej ho (ho ho ho)!

Wiem już po świętach, ale nie chciałam zajmować się internetem w czasie tego magicznego czasu.
Christmas Printable Quote from the GrinchPrzez to właśnie zdałam sobie sprawę, że zapomnieliśmy o co tak na prawdę chodzi w świętach.
Wszyscy czekamy na Mikołaja, jego prezenty, tonę żarcia na stole. Nie myślimy o bliskich, których spotykamy przy kolacji i nie zauważamy tego, że w końcu możemy po prostu porozmawiać, pośpiewać, pośmiać się. Zwyczajnie ze sobą pobyć.
Sama nie jestem święta i często nie zauważam tego wszystkiego. Potrafię się do tego przyznać i mam nadzieję, że wyciągnę z tego wnioski.
 Mam nadzieję, że wasze święta były tak samo świetne jak moje, pełne rodzinnego ciepła, śmiechu i miłości i że nie przesiedzieliście całego tego czasu przed komputerem.
Dzisiaj tylko tyle....
A może aż?
Teraz wypocznijcie, wyśpijcie się, wyczytajcie i wyśmiejcie, żeby koniec tego roku był dobrze wspominany.

świąteczna

środa, 2 grudnia 2015

Pech i łzy

Hej ho!

Po tak pechowym dniu, nie chce mi się w cale, a wcale pisać, ale już dawno nie zaszczyciłam bloga swoją obecnością. Także, pora to zmienić.
Dzisiaj znowu pojawi się recenzja, tym razem dam wam odpocząć od zagranicznych autorów i zawieje swojskim klimatem.
Szczerze muszę przyznać, że nie przepadam za polskimi pisarzami, nie dla mnie Mickiewicz, czy Sienkiewicz, a nawet ci teraźniejsi twórcy mnie nie zachwycają... Oczywiście są wyjątki, ale o tym, może, kiedy indziej. Dlatego podeszłam do "Wyciskacza łez" z lekką niechęcią i obawą, że nie doczytam jej do końca, mimo niewielkiej ilości stron. To, że książka jest cienka, także trochę mnie zasmuciło. 
No, ale pora na fabułę. Marianna jest uczennicą gimnazjum, które prowadzą siostry zakonne, które w większości są zimne jak kamień i zaprzeczają same sobie. W domu wszystkim zarządza pani Reaktor, która stara się jak najrzadziej rozmawiać z córką. Do tego dołóżmy brak zaufanego przyjaciela (nie licząc prawie brata) i kłótnie między matką, a ciotką, można wywnioskować, że jej życie to jedna wielka porażka. Wszystko się zmienia, kiedy do jej życia wkracza pani Nora (a raczej Marianna wchodzi do jej mieszkania). 
Ot taka zwyczajna książka, chyba typowa dla Agnieszki Tyszki, bo przyznam szczerze, że przeczytałam już parę książek tej autorki i większość z nich jest do siebie podobna. Jest to książka typowo dla nastolatek, które dopiero zaczynają się wciągać w świat książek, więc nie ocenię jej zbyt surowo, nawet nie spodziewałam się po niej zbyt wiele.
Dzieło nie powala językiem, ani wyszukanymi osobowościami, ot tak zwykli ludzie ze swoimi zwykłymi problemami i codziennym milczeniem, otoczeni ledwo zauważalną otoczką magii, którą wprowadza Koło Gospodyń Miejskich.
 Jak już mówiłam nic specjalnego, ale to tylko moja opinia, więc jeśli chcecie przekonać czy moja recenzja jest trafna, przeczytaj!

łzawa

środa, 25 listopada 2015

"After", czyli co myślę po przeczytaniu

Hej ho!
Dawno nie pisałam, ale szkoła i parę zajęć po za nią zajmuje mi mnóstwo czasu...
Jednak w międzyczasie zdążyłam przeczytać książkę Anny Todd "After- płomień pod moją skórą"
Nie wiem, czy sama wybrałabym tę książkę, ale w mojej ulubionej filii bibliotecznej dostaję książki, które poleca bibliotekarz lub takie, które trzeba by ocenić.
Ta współpraca trwa już nie wiem ile czasu...
No, ale wracając do tematu. Nie przepadam za książkami, które już na okładce chwalą się swoim fenomenem, a w tym wypadku, jesteśmy wręcz bombardowani takimi informacjami.
Nie wiem czemu, ale fenomeny i popularne książki rzadko kiedy mnie do siebie przekonują. Może dlatego, że spodziewam się czegoś co mnie zachwyci, zrzuci mi kapcie i skarpetki za jednym razem. Później okazuje się, że to zwyczajna książka, która podobna jest tematyką i historią, do książki, która zdobyła wielką popularność na świecie.
W tym wypadku, jest to zredagowane opowiadanie z Wattpad'a, wciśnięte w pona 500 stron.
Ogólnie po dwóch pierwszych rozdziałach, historia zaczęła przypominać mi "Pięćdziesiąt Twarzy Gray'a". Nie czytałam tej książki, ale chyba każdy wie o co mniej więcej w niej chodzi. 
Przejdźmy do fabuły. Tessa (przez cały czas kojarzy mi się z taśmą dwustronną) jest ułożoną i poddaną woli matki studentką waszyngtońskiej uczelni, Hardin to jedna wielka zagadka, która jest chamska, nie ma serca i jest wytatuowanym przystojniakiem. Najpierw strasznie się nie cierpią, później coś dziwnego zaczyna ich łączyć, a jeszcze później zaczyna się "miłość".
Cóż książka idealnie pokazuje uroki związku opartego na seksie. Bohaterowie zachowują się tak jakby właśnie to było w życiu najważniejsze. 
Para zachowuje się jakby była niewyżyta, wszystko kręci się wokół łóżka i tego co można na nim robić. Wkurza mnie to, że w chyba każdym rozdziale mogliśmy się spodziewać łóżkowych igraszek. To irytuje, znaczy nie wiem  jak innych, ale mnie bardzo.
Muszę się przyznać, że nie doczytałam jej do końca, ominęłam kilka rozdziałów i od razu przeszłam do ostatniego. Monotonność akcji bardzo mnie nudziła.
Kiedy ciągle czytacie coś takiego:
"jest dobrze"->"kłócą się"->"jedna wielka obraza majestatu"->"przyznanie się do błędu->"zgoda wśród pościeli",
w kółko i, w kółko, zaczynasz mieć kręćka.
Książka, nie jest napisana trudnym językiem, wszystko łatwo zrozumieć, a wszystkie sytuacje przedstawione w logiczny i spójny sposób.
Może fani tego typu literatury mnie zlinczują, a jego przeciwnicy wychwalą, ale to moja opinia. Jeśli chcecie sprawdzić, jak wy postrzegacie i oceniacie tą książkę, to zapraszam do czytania.

ostra recenzentka

niedziela, 15 listopada 2015

Nie jestem artystką

Hej ho!
Od kilku dni zbieram się, żeby coś naskrobać, ale nie mam weny.
Ciągle czegoś mi brakuje, najchętniej leżałabym w łóżku, albo rysowała, bo ostatnio tylko to chce mi jakoś wychodzić. Rozleniwiłam się.
Nawet nie chce mi się uczyć, a perspektywa masy sprawdzianów jakoś mnie nie przeraża...
 Teraz, kiedy to piszę, powinnam się uczyć fizyki i WOS-u. 
I jak znam życie, to wszystko zrobię na ostatnią chwilę. 
Nie jestem jakoś specjalnie sumienna w sprawach, które mnie nie interesują.
Nie chcę pisać o Paryżu, przepowiedniach, od których włos się jeży na głowie i filtrach na zdjęcia profilowe na fejsie. Inni już z pewnością o tym pisali.
Dlatego piszę zdania, które przychodzą mi do głowy.
No i największe dla was zaskoczenie!
Dodam swój jeszcze nie skończony rysunek!
(Brakuje tylko tła i końcowych poprawek.)
zdjęcie robione kalkulatorem podłączonym do pralki
Fanfary! Dajcie fanfary dla mojego artystycznego bubla! 
Wszelkie hejty mile widziane!

"artystka"

czwartek, 12 listopada 2015

Zaskoczenie

Hej ho!
Cóż, tonący brzytwy się chwyta, a ta książka właśnie nią była.
Nie spodziewałam się niczego nadzwyczajnego po książce "Odcień fioletu" Jeri Smith-Ready.
Może przez to, że sięgnęłam po nią tylko po to by zabrać o jedną książkę więcej do domu?
 Ale muszę przyznać, że mnie zaskoczyła.
Kiedy przeczytałam krótkie streszczenie z tyłu książki, pomyślałam, że będzie to kolejna książka dla nastolatek, która przypadkiem znalazła się w bibliotece dla dorosłych.
Paranormalny romans, z ciągle powtarzającym się schematem dwóch rywali w miłości.
Jednak trzeba przyznać, że książka pozytywnie mnie zaskoczyła.
Jest to historia Aury, nietypowe imię, ale podoba mi się, która potrafi widzieć duchy, tak jak połowa młodego społeczeństwa.
Jednak, mimo dzieciństwa spędzonego wśród zjaw i cieni, jest szczęśliwa. Ma kochającą ciocię, która się nią opiekuje, chłopaka, który zrobiłby dla niej wszystko, no i wspaniałych przyjaciół.
Jednak jej szczęśliwy światek rozpada się,  po śmierci Logana, którego była dziewczyną.
Po kilku stronach książki, historia mnie nawet zaciekawiła, ale nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. Potrzebowałam dla niej czasu.
Bohaterka wkurzała mnie w niektórych momentach, ale nie była tak irytująca jak potrafią być niektóre z papierowych dziewczyn.
Trzeba przyznać, że książka trochę wybija się spośród innych typowych romansów paranormalnych i chwała za to.
Nie wiem czy przeczytałabym tę książkę jeszcze raz, ale czas pokaże.

fioletowa

piątek, 6 listopada 2015

Optymistycznie

Hej ho!
Już nie wiem, co pisać.
Ludzie nie lubią czytać wesołego szczebiotu nastolatki. Przecież to nie mówi o tym jak słabą i kruchą jest istotą. Pokazuje tylko jak nieobytą w świecie jest osobą.
To smutne, bo czasami w naszych nastoletnich głowach jest o wiele więcej, niż dorosłym się wydaje. Może w tych czasach większość z nas pozuje na ludzi umęczonych życiem.
Tak bardzo zranionych własnym istnieniem. Przesiąkniętych własnym nieszczęściem.
Pesymiści.
Tak to prawda, ale nie ja.
Ja jestem optymistką, pełną pogody ducha nawet w zamglone dni.
Nawet w czasie mrocznych wieczorów i szarych poranków.
Przecież nie ma się czym przejmować.
Jest jeszcze wiele do ujrzenia.

optymistka

wtorek, 3 listopada 2015

Rozdział 9: Nauczyć się pływać

Hej ho!
Someone I once loved beyond measure told me when a great sadness was heavy on my heart, "you make your own sunshine." She was absolutely right and though she no longer is the keeper of my heart, I remember her words and let the sun shine through me!: Czuję się już dobrze. Mogę powiedzieć, że nadzwyczaj.
Świat wygląda inaczej gdy jesteś na powierzchni. Jest bardziej kolorowy i żywszy.
Na dole wszystko płynęło swoim tempem, a w tym wszystkim ja.
Teraz płynę tak jak chcę, czasem zwalniam, czasem przyspieszam.
Choć szkoła nadal przyprawia mnie o napady lęku i strachu, to jestem do tego przyzwyczajona, przecież tak jest od zawsze.
Problemy były wielkie tylko z perspektywy dna teraz są o wiele mniejsze. 
Czuję, że tutaj mogę więcej, niż z dna, które spowalniało wszystkie moje ruchy.
Teraz muszę nauczyć się pływać rozsądnie.

z powierzchni

piątek, 30 października 2015

Z czasem dorastamy

Hej ho!
Dzisiaj nie będzie tutaj moich smętów!
Jeeej!
Dzisiaj zajmę się książką. Jak za dawnych dobrych czasów.
Dzisiaj powiem o książce, którą przeczytałam w podstawówce.
Wypożyczyłam ją niedawno, by przypomnieć sobie książkę, która niegdyś tak bardzo mnie wciągnęła i zabierała moje myśli do zupełnie innej rzeczywistości.
A była to książka Lisy McMann pod tytułem "Sen".
Książka opowiada o Janie, która potrafi wejść w świat snów innych ludzi odkąd pamięta.
Podróże, poranne lekcje, biwaki i nocki u koleżanek są koszmarem, z którym musi żyć na co dzień.
Oczywiście spotyka chłopaka, bla bla bla, taka schematyczna historia, no wiecie nic specjalnego. 
Jednak kiedy byłam młodsza, pomyślałam, że autorka wykazała się niesamowitą kreatywnością ( nie ujmując niczego autorce), ponieważ to była jedna z pierwszych książek paranormal romance, jaką przeczytałam, później to co uznawałam za szczyt kreatywności stało się zwyczajnym schematem.
Po przeczytaniu "Snu" po raz drugi stwierdzam, że już mnie tak nie wciąga, a historia czasami wydaje się po prost nudna i przewidywalna.
Książka jednak jest dla mnie ważnym punktem mojego rozwoju czytelniczego i mam do niej sentyment, bo właśnie ona pokazała mi świat fantasy i jestem za to niezwykle wdzięczna autorce.
Jeśli jesteście młodzi, rzadko czytacie książki to jest to wspaniały, lekki początek, właśnie dla was, a jeżeli jesteście książkowymi weteranami, to będzie to świetny odmóżdżacz.

wprost z przeszłości

czwartek, 29 października 2015

Rozdział 8: Ukrywam wszystko

Hej ho!
Nie wiem czemu, ale ostatnio wszystkie moje posty są takie poważne i strasznie smutne.
I'm just sensitive. I'm sorry that I can't hold back tears, I'm strong in my personality but my feelings will crumble down with one blow. Stop blowing then telling me to pick myself up. I CAN'T: Nawet nie wiem kto chciałby to czytać...
Może to rzez to, że wszystko w sobie tłamszę i przyduszam, a później potrzebuję to wszystko gdzieś pokazać. Często czuję się jak oszustka, mówię "Wszystko w porządku", a jednak coś mnie trapi. Nie umiem powiedzieć, że zachowanie niektórym mnie gorszy. Staram się nie martwić innych.
Można powiedzieć, że na co dzień zakładam maskę dobrego humoru.
To nic...
Myślę, że każdy z nas ma takie maski, że nie tylko ja taką zakładam.
To chyba nic złego, że chcemy być lepszymi, niż jesteśmy naprawdę. 

zza maski

środa, 28 października 2015

Rozdział 7: "Bez niespodzianek życie byłoby nudne"

Hej ho!
Niespodzianki są nieodłącznym fragmentem naszego życia. Ale o tym później.
Dzisiaj, było nadzwyczaj spokojnie. Ludzie byli mili, sprawdzian z angielskiego w miarę prosty, a w-f chociaż męczący to nawet przyjemny.
sometimes the people who are so broken, that they get jealous because you are whole.Moja podróż na powierzchnie staje się odrobinę łatwiejsza. Nawet mój wrodzony optymizm odradza się jak feniks z popiołu. Staram się pisać regularnie, robić brzuszki, poprawić samodyscyplinę.
I choć nauka wciąż mi nie w smak, to przełamuję moją niechęć do książek i szkolnych obowiązków.
Wszystko jest na dobrej drodze.
Ale jak już pisałam nasze życie jest nieprzewidywalne i funduje nam niesamowite niespodzianki.
Czasami zaskakują nas pozytywnie, a czasami wręcz przeciwnie.
Ostatnio spotykają mnie same niemiłe niespodzianki.
Wydaje mi się, że coś chce mnie złamać i wgnieść z powrotem w dno, najlepiej zakopać pod tym całym mułem.
Nie chce mówić tego nikomu prosto w twarz, nie chcę robić z tego niesamowitej sensacji, która rozeszłaby się po moim małym mieście z prędkością światła. Tutaj jestem choć częściowo anonimowa, ja i moja prywatność.
Zauważyłam, że wszystko co złe przychodzi do człowieka raz, a porządnie. Później zostawia nas na jakiś czas i daje nadzieję na to, że nie wróci, tylko, że potem przychodzi z jeszcze większym bólem.
Dzisiaj dowiedziałam się czegoś co boli.
Ktoś, tak młody, przyjacielski, szczery i pogodny, i ktoś tak bliski mojemu sercu zachorował.
Ktoś z kim spędziłam wspaniałe dziecięce chwile.
Moja droga kuzynka zachorowała, a raczej została zraniona, czymś co nazywa się guzem mózgu. 
Moje serce płacze, ale oczy nie mogą.
Teraz po operacji, niby wszystko jest w porządku, ale tak czy siak martwię się. Bo to wszystko trwa i wszystko ma na jej przyszłość jakiś wpływ.
Jedyne co mi zostaje to się modlić i karmić nadzieją.
To wszystko co jak na razie mogę zrobić.

zasmucona

wtorek, 27 października 2015

Rozdział 6: Wszystko przeżywam w środku

Hej ho!

"The Upside of Being an Introvert" by Noelle Stevenson: Ludzie czasami mówią, że jestem za cicha, że za mało się odzywam, że w ogóle nie umiem pokazać siebie w dobrym świetle. Czasami nawet mówią, że jestem strasznym bucem, bo nie potrafię się sama odezwać.
To nie jest prawda. Może jestem nieśmiała i większość spraw zachowuje dla siebie, ale nie dlatego, że myślę, że ludzie nie są godni mojej uwagi. Ja po prostu jestem introwertykiem i ciężko mi wierzyć w to, że szczegóły mojego życia mogą zainteresować innych. Z tym blogiem jest oczywiście inaczej, piszę go bardziej dla siebie, żeby znaleźć spokój i spojrzeć na codzienność z dystansem. Jednak to, że ktoś go czyta sprawia mi wielką przyjemność.
Cóż niezrozumienie mojego introwertyzmu trochę mnie denerwuje. Ludzi utarli sobie pewien schemat.
Ekstrawertyk - ten zabawny, wygadany, zna się na każdym możliwym temacie, z nim można się zadawać.
Introwertyk - ten olewający ludzi, nie da się normalnie pogadać, nie ma powodu do zadawania się z taką osobą.
Tylko, że to nie prawda. My po prostu wolimy pomilczeć, pomyśleć trochę dłużej nad jakimś zagadnieniem, nie mówić o wszystkim od razu. To nie znaczy, że nie potrzebujemy przyjaciół.
Czasami potrzebujemy odpoczynku od ludzkiego towarzystwa. Perfekcyjny wieczór to ten przy kubku herbaty z książką w ręce lub przy dźwiękach dobrej muzyki.
Więc jeśli w waszym otoczeniu są introwertycy to nie spisujcie ich na straty. Oni mają wiele do powiedzenia i kiedyś się przed wami otworzą.

introwertyczka

sobota, 24 października 2015

Rozdział 5 : Demony

Hej ho!
Aunque no hubiera estado obligada a ir, yo lo habría suplicado. Ahora soy útil, supongo.- Iris:
Mamy nie było prawie cały tydzień.
Tęskniłam, ale nie płakałam.
Internet opanował ten niepokojący filmik z gościem w stroju lekarza z czternastego wieku, a mnie opanowały moje własne demony.
Od zawsze miałam maskę na twarzy. I choć mój optymizm nie jest udawany, to nie jest nieskończony. Czasami mam trudniejsze dni.
Moja wycieczka na powierzchnie zajmuje trochę czasu i nie jest łatwo. Trochę się zaplątałam.
Bo kiedy patrzę na to, co czeka mnie na szczycie odechciewa mi się płynąć w górę. Zaczynam opadać i poczuć tą beznadzieję, obojętność na wszystko.
Tylko teraz nie mogę zawrócić. Wszystko pójdzie na marne.
Zwalczę demony, które ściągają mnie na dno.

waleczna

sobota, 17 października 2015

Rozdział 4: Pośrodku

Hej ho!

W tym tygodniu wszystko było nadzwyczaj spokojne.
Szkoła - dobrze, dom - dobrze, życie - dobrze.
Oczywiście tak wyglądał początek.
Środa była jednym z szczęśliwszych dni. Przecież było wolne.
Tylko, że dokładnie po środku tygodnia stało się coś, co
zepsuło mi cały dobry humor.
Nigdy nie chciałam się żalić. Martwienie ludzi jest nie w moim stylu. Wolę to przeżyć sama w sobie. Więc nie powiem wam co się stało. Tak żebyście się nie martwili. Sami macie mnóstwo zmartwień.
Z tego wszystkiego się pochorowałam i przeżywam jeden z najdłuższych weekendów w moim życiu.
No i miałam się wynurzyć, ale jestem gdzieś po środku.
W wielkiej pustce. Na dnie miałam chociaż piach, a tutaj nie mam nic.
To chyba jest najtrudniejszy etap. Nie mam się czego przytrzymać, ani odepchnąć.
Mam tylko swoją wolną wolę.

Chorus
 

wtorek, 13 października 2015

Rozdział3: DNO.

Hej ho!
Ubiegły tydzień.
8x10 - The Science of Missing You - fine art print - delicate gray drawing of a girl and her pillowMielizna, dno.
Opadanie się skończyło, teraz leżę i patrzę w wodną przestrzeń.
Nie jest tutaj tak źle. Ludzie mówią, że jak opadniesz to będzie coraz gorzej, a mi się wydaje, że jest lepiej, nawet trochę spokojniej, o prostu już nie walczę bo nie mam o co.
Najgorsze są poranki i irracjonalny strach przed szkołą.
Jakby mieli mnie tam oskalpować, albo zjeść.
Boję się wielu rzeczy, ale jeszcze nigdy nie było tak źle.
Czasami przebudzę się w nocy i chce mi się płakać, bo muszę iść do tej kuźni męki i rozpaczy.
Jednak powoli odzyskuję równowagę.
Jeszcze trochę i zacznę wypływać. Trochę spokojniejsza, trochę pewniejsza, z większym dystansem.

prosto z dna
Zmarzluch 

piątek, 9 października 2015

Rozdział 2: Powoli tonę

Hej ho!
Qué importante es escuchar a nuestros jóvenes. A nuestro prójimo. Escuchemos más allá de las palabras.: Jakiś tydzień temu.
Jestem wypalona. Nie mam na nic siły, jak tak dalej pójdzie, to będę miała depresję.
I to mnie martwi. Bo to co czarna dziura pożre, już nigdy nie wróci.
Nie mam siły wstawać, nie mam siły stawiać kolejnych kroków, nie mam ochoty na nic.
Od zawsze miałam problemy z wychodzeniem z domu. Zawsze musiałam się przygotować psychicznie przed wystawieniem nosa z domu. Może nie było tak, że panikowałam, ale musiałam być pewna, że to ma jakiś sens. Lepiej mi w domu.
Szkoła jest jak pasożyt, który podobno do czegoś się przydaje. Ona zabiera mi energię i radość z życia. Kiedy wracam do domu to tonę w książkach...

tonąca

niedziela, 4 października 2015

Rozdział 1: Nowe miejsce.

Hej ho!
Jest drugi weekend września.
To najbardziej męczący weekend tego roku. przeprowadzam się, więc trzeba pomagać.
Od ósmej biegam w tę i z powrotem po schodach.
Lubię zmiany i cieszę się, że się przeprowadzamy, ale nie z tego, że w czasie roku szkolnego.
Nie możemy ciągle mieszkać w wynajmowanym mieszkanku pachnącym wilgocią, tak zimnym, że jesienią czujesz się jak wtedy gdy stoisz na przystanku w czasie srogiej zimy.
To mieszkanie jest inne. Może tu będzie lepiej?
Najważniejsze, że już prawie koniec. 
W szkole jak na razie jest spokojnie.
Mam świetną klasę, chyba się zgramy...

tragarz

piątek, 2 października 2015

Prolog

Hej ho!
Pomyślcie sobie, że dopiero co minął pierwszy tydzień szkoły, bo od tamtego czasu blogowanie jakoś tak mi umknęło...
Szkoła jak zawsze na początku wdaje mi się świetna, no może niektórzy nauczyciele mnie przerażają, a inni troszkę nudzą. Ludzie z klasy wydają się być nadzwyczaj przyjacielscy, ale i tak czuję się jak piąte koło u wozu. Na lekcjach się nie odzywam, nie chcę znowu być "najlepsza"...
To nie tak, że nie chcę się uczyć, ale później, jak mi coś nie pójdzie, to wszyscy będą na mnie patrzeć tym swoim wzrokiem, ja tak bardzo go nie lubię.
Wydaje mi się, że czas mi trochę umyka... Jakbym nie robiła wystarczająco wiele, jakbym nie zasługiwała na kolejną godzinę i jakbym marnowała powietrze swoją obecnością...
To nie tak, że siebie nie cenie! To tylko te dni, które następują po zmianach. Wszystko będzie dobrze, przecież myślę pozytywnie!
Jak będzie tak będzie.
Najważniejszy jest uśmiech! 
pierwszoroczna


PS. Oficjalnie otwieram sezon herbatkowy!

 

poniedziałek, 7 września 2015

Ogłoszenia czasem się sprawdzają

Hej ho!
Szkoła, szkołą, jak na razie nie dzieje się tam nic specjalnego, ale jeśli coś się zdarzy z pewnością wam powiem.
Jednak nie można zapomnieć, że ten blog nie mówi tylko o nauce i moich małych i większych problemach, ale także o książkach.
Ostatnio skończyłam czytać książkę " Facet z ogłoszenia" Claire Cook. I chociaż to jest typowe romansidło dla poszukujących rozweselenia kobitek.
No i właśnie tego się po niej spodziewałam. 
Sarah jest czterdziestoletnią rozwódką i przedszkolanką, która nadal opłakuje swój zmarły związek.
Jakiś palant porzucił ją dla młodszej...
Jednak za namową rodziny postanawia znaleźć kogoś z kim mogłaby zacząć życie od nowa. Dlatego zamieszcza anons w gazecie. Jednak na drodze do spokojnego odnalezienia drugiej połówki staje jej rodzina, z którą nie da się tak po prostu żyć.
Spodziewałam się typowego romansidła z płytkim poczuciem humoru. I przeczytałam typowe romansidło z nawet dobrym humorem sytuacyjnym. Nie powiem, że to dzieło sztuki, nie powiem, że to książka, którą powinien przeczytać każdy, ale jeżeli chcesz na chwilę odpocząć od własnych problemów, zrelaksować się przed jakąś stresującą sytuacją, to proszę bardzo, ta książka pomoże ci to zrobić.
Oczywiście to tylko moja opinia, sami się przekonajcie.

ogłoszeniowy Zmarzluch

środa, 2 września 2015

Nowy rok, nowa szkoła

Hej ho!
No i skończyły się wakacje...
Zaczął się rok szkolny, za którym wcale, ale wcale nie tęskniłam.
spongebob jokes | funny tumblr spongebob school FRESHMEN seniors juniors sophomores ...: spongebob jokes | funny tumblr spongebob school FRESHMEN seniors juniors sophomores ...Poszłam do nowej szkoły. Teraz jestem w liceum...
I jestem tym przerażona, nie znam prawie nikogo, szkoła jest o wiele większa niż moje gimnazjum, a ludzi tak dużo, że odnaleźć kogoś na przerwie to cud o który nawet święty modlił by się tydzień.
Zresztą jakiś święty już cud wymodlił. Nie zgubiłam się dzisiaj ani razu.
Jednak nauczyciele trochę mnie przerażają. Mam piekielnie przerażającą wuefistkę, która wystraszyła mnie swoimi zasadami. Porażającą katechetkę, która przypomina mi jakąś namolną sąsiadkę, która musi poznać wszystkie ploteczki z parafii. No i kobieta, która będzie odpowiedzialna za mój angielski... Nie zrobiła na mnie najlepszego wrażenia... 
Jedyną przedstawicielką ciała pedagogicznego, która wywarła na mnie pozytywne wrażenie była pani od biologii.
Jestem przerażona, ale mam nadzieje, że będzie lepiej.
Ludzie z klasy wydają się być fajni, ale strasznie zdystansowani. Boję się, że mnie nie polubią.
Bądźmy dobrej myśli...
Bo tylko to nam zostało.
A jak Wam minął pierwszy dzień szkoły.
Zagubieni, może zaskoczeni, szczęśliwi?

przerażony Zmarzluch

poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Miłość jest okrutną kochanką

Hej ho!
No i ostatni dzień wakacji zbliża się ku końcowi...
To trochę smutne, a nawet bardzo smutne...
Na wojnie i w miłościAle będę mogła napisać pożegnalną książkę.
Ostatnią historią, którą przeczytałam w wolne dni była historia o Fryderyce Furczybicz, drobnej dziewczynie, której pewność siebie i brak pokory jest odwrotnie proporcjonalne w stosunku do jej rozmiarów. Uczęszcza do ostatniej klasy gimnazjum i jest tam uważana za zwariowaną Fretkę, która na wszystko ma własne zdanie.
Nowy rok szkolny zaczyna od wspaniałego uczucia - odkochania się.
Jednak amor się na nią uwziął i postawił na jej drodze przystojnego Wojtka Lebiodę - syna dyrektora. Niestety miłosny posłaniec stawia na ścieżce do szczęścia wysoką,złotowłosą, zgrabną i powabną kłodę, na którą wołają Małgorzata Tkacz.
Gimnazjalistki i przeciwniczki postanawiają założyć się o związek z młodym Lebiodą. Niestety nie mogą posługiwać się swoimi sposobami na podryw... Co oznacza, że Fretka nie może szpiegować chłopaka i być strasznie nachalna, a Gośka kręcić tyłkiem, trzepotać rzęsami tysiąc razy na sekundę i stroić ślicznych minek.
Przyznam szczerze, że pomysł na fabułę, jest nawet dobry. Jednak nie podoba mi się sposób opisania historii przez panią Izę Pierelotkin. Pierwsze spotkanie z twórczością tej pani, było pozytywne, zabawna książka "Dwie połówki pomidora" była strzałem w dziesiątkę, jednak przy okazji "Na wojnie i w miłości" trochę się załamałam.
Sama w tym roku wyszłam z gimnazjum i nie wiedziałam, że gimnazjaliści są tak postrzegani...
Dziewczyny w gimnazjum wcale, a wcale nie malują się wyzywająco na imprezy, nie noszą niebotycznych szpilek i nie zwracają takiej wielkiej uwagi na posiadanie chłopaka...
Do tego strasznie wkurzało mnie to, że autorka zrobiła z Fryderyki tak straszną pokrakę, ją naprawdę można by lubić, gdyby nie to, że czasami zachowuje się jak niedostosowana do życia w społeczeństwie osoba. 
No i jeszcze to, że  pomyliła twerking - każdemu w tych czasach rodzaj tańca, z trekkingiem, czyli formą aktywnego wypoczynku...
I to w jaki sposób pisze różna angielskie nazwy.
Nie wiem czemu, ale to wszystko strasznie mnie denerwuje i przeszkadza w czytaniu...
Dla mnie to niewypał, ale przekonajcie się sami, może Wam się spodoba.

wojenny Zmarzluch

To już koniec...

Hej ho!
Dzisiaj, dokładnie dzisiaj kończą się wakacje...
Nie wiem czemu, ale w tym roku minęły mi bardzo szybko.
I just created a playlist for my tumblr so if you haven't already, go follow it bc why would you not?? *link in bio*Ani się obejrzałam, a szukałam plecaka (którego nie znalazłam) i robiłam piórnik, na który mama patrzy krzywym okiem...
Zawsze pod koniec laby zaczynam się zastanawiać czy dobrze wykorzystałam wolny czas.
W tym roku było świetnie. Może nie byłam cały czas na dworze, nigdzie nie wyjechałam, ale wspaniale się bawiłam, a to wszystko dzięki otaczającym mnie ludziom.
Mojej kuzynce, najlepsiejszej przyjaciółce, moich BBF i wspaniałej Julce z gimnazjum.
Gdyby nie one, to przez całe dwa miesiące siedziałabym w domu nic nie robiąc.
No, ale teraz czas szykować się do szkoły i zapomnieć o słodkim lenistwie.
Od tygodnia na słowa "szkoła", "pierwszy września", "rozpoczęcie roku", panikuję, więc nacieszmy się ostatnim dniem wakacji i zróbmy wszystko by wydawał się on najlepszym dniem dwumiesięcznej wolności.

spanikowany Zmarzluch

P.S. Mimo wszystkich wspaniałych ludzi, to lody były najlepsze. W końcu jedzenie jest lepsze od ludzi.

środa, 26 sierpnia 2015

Niecierpię chodzić do okulisty...

Black artOgólnie, to wcale nie lubię lekarzy... Oczywiście szanuję ich, przecież ratują ludzkie życie i to każdego dnia. Są takimi codziennymi bohaterami.
Jednak ja nie lubię ich odwiedzać.
I nie chodzi mi o to, że nie lubię być chora, raczej chodzi o to, że nie lubię kiedy rodzice wydają na mnie bajońskie sumy. (Chociaż teraz tylko mama to robi)
Okulista jest tym specjalistą, którego odwiedzam regularnie i zostawiam tam masę pieniędzy mamy.
Kiedyś, kiedy byłam młodsza, po powrocie od ortodonty zaczęłam płakać, bo mama musiała dużo zapłacić za aparat na zęby, tylko dlatego, że miałam ogromną przerwę między jedynkami.
Później do wydatków doszedł okulista. Małe i większe przeziębienia, a w zeszłym roku problemy z nerkami...
Nie wiem jak to się dzieje, że rodzicie nie skarżą się na mnie, chyba bardzo mnie kochają...
Jestem taką małą skarbonką, w którą trzeba wkładać coraz więcej pieniędzy.

kłopotliwy Zmarzluch

piątek, 21 sierpnia 2015

Cykle, sagi, trylogie...

Hej ho!
Chciałam napisać dzisiaj kolejną recenzję, ale pomyślałam, że to bez sensu...
Przeczytałam pierwszą część trylogii pod tytułem "Ja, diablica".
Jednak myślę, że pisanie o tej książce bez przeczytania reszty trylogii będzie trochę bez sensu, dlatego z tą trylogią.
Nie wiem ile czasu zajmie mi znalezienie w bibliotece kolejnych części, ale będę szukać jak najwytrwalej, bo ogólnie rzecz biorąc książka przypadła mi do gustu.
Czekajcie cierpliwie.
Może będę postępowała przy innych trylogiach, sagach, cyklach... 
Kto wie?
Muszę szukać!

poszukujący Zmarzluch

czwartek, 20 sierpnia 2015

Dzieci podzielone na pół

Hej ho!
creative danceNie wiem czemu, ale brakuje mi postów, w których mogłam się wygadać, wypłakać, wyśmiać, czy po prostu wyżalić. Dlatego, chyba znowu zacznę takowe teksty pisać.
Największy wpływ na dzisiejszy wpis miało pytanie mojej mamy, które zadała mi o jakiejś jedenastej w nocy:
"Gdzie wolałabyś mieszkać, u mnie, czy przenieść się do taty?".
Nie chodzi o to, że moi rodzice się rozwodzą, wtedy to pytanie tak mnie nie zdziwiło...
Moi rodzice już są rozwiedzeni.
I przyznam się, że po usłyszeniu tego pytania zachciało mi się płakać.
 Ja nie przeżyłam rozstania rodziców jakoś specjalnie. Nawet spodziewałam się tego, bo dało się coś wyczuć w powietrzu. Oczywiście nie chodzi o to, że mnie nie dotknęło, ale nie płakałam...
Aunque no hubiera estado obligada a ir, yo lo habría suplicado. Ahora soy útil, supongo.- IrisSzczerze to prawda, że dzieci najgorzej przeżywają rozwody. I to nie jest tylko kilka chwil, w których decydują z kim wolą zostać, albo kiedy sąd to robi za nie. Rozwód trwa przez resztę ich życia.
Ja i mój brat jesteśmy na to żywymi dowodami.
Cały czas krążymy od jednego miejsca do drugiego, zawsze gdzieś pomiędzy, nigdy na miejscu. Wszystko przeżywamy podwójnie. Wszystkie święta, urodziny, imieniny, rocznice razy dwa, z odwieczną walką o termin. Poświęcać i jednej i drugiej stronie wystarczająco czasu. Szybko decydować i wypełniać swoje plany. Żyć szczęśliwie między ludźmi, którzy kiedyś siebie kochali, a teraz nawet nie patrzą na siebie na ulicy.
Czasem czuję się jak marionetka, która zrobi wszystko, jeśli tylko pociągniesz za odpowiedni sznurek.
Nie życzę nikomu rozwodu, nawet największemu wrogowi.
I nikomu nie życzę podejmowania decyzji w tak młodym wieku.

Rozlałam siebie po równo
Do kilku szklaneczek
Po to by nikomu mnie nie zabrakło
Tylko jedna z nich została pusta
Chyba zapomniałam o sobie

rozerwany Zmarzluch

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Czy to źle być drugim?

Hej ho!
Ostatnio czytywałam tylko fantastykę, nie miałam ochoty na poznawanie papierowych bohaterów ze zwykłymi życiowymi problemami. Jednak kiedy poszłam do biblioteki i spojrzałam na półkę z fantastyką, pomyślałam, że przydałoby się na trochę wrócić na ziemię i zaszczycić ją dotykiem moich stóp.
Tak właśnie do ręki trafiła książka Ewy Nowak pod tytułem "Drugi". Nie ma chyba lepszych książek, które wyciągną cię z fantastycznego świata książek fantasy.
Wcześniejsze wydania:Tym razem poznajemy dwie rodziny - Szybalskich, czyli ojca Adama, który jest tłumaczem i musi sobie radzić z wychowaniem dzieci bez żony, Emila, świetnego matematyka, który w chwilach między korkami planuje swój ślub i Arka wstydliwego licealistę, który ma straszne kompleksy na punkcie swojego jąkania. Drugą familią są Chabrosowie w składzie: Ilona - bizneswoman, która ma fioła na punkcie samodoskonalenia siebie i swoich synów. Hadrian - przystojniak, który musi prowadzić podwójne życie, żeby wyjść ze swoimi kolegami. No i Alan najmłodszy Chabros, który od samego urodzenia katowany jest angielskimi słówkami i nazwami figur geometrycznych.
W książkach Ewy Nowak jak zawsze poruszanych jest wiele tematów, w tej między innymi: pierwsza miłość, młodzieńcza depresja, czy też oddalenie się dziecka od rodzica.
Cóż muszę się przyznać, że uwielbiam książki tej autorki. Pokazują świat takim jaki jest, bez specjalnego upiększania. Tam nikt nie jest doskonały i nikt nie zawsze postępuje słusznie, często na drodze do szczęścia bohaterów stają błędy, które niegdyś popełnili.
Niektóre zachowania bohaterów jak zawsze mnie wkurzały, irytowały niektóre momenty, ale to chyba jest właśnie cały urok tej serii, że nie jest idealna i to sprawia, że jest wyjątkowa.
Ta część serii nie zostaje w tyle i tak jak reszta zachwyciła mnie swą niedoskonałością.
Jednak to tylko moja opinia, sami musicie się przekonać czy jest trafna.

drugi Zmarzluch

sobota, 15 sierpnia 2015

Pożegnania są trudne

Hej ho!
Cóż, wakacje niedługo się skończą, a ja już teraz muszę się żegnać. 
Nie z wami, spokojnie, ale z moją kuzynką.
Można powiedzieć, że przedtem nie miałyśmy ze sobą jakichś świetnych kontaktów, ale teraz wszystko się zmieniło. I dzięki niej moje wakacje są niesamowite.
Natalka i ja jesteśmy do siebie podobne, to dziwne bo zawsze myślałam inaczej.Od dziecka wydawało mi się, że zadziera nosa i mnie nie cierpi, ale się myliłam. To tylko potwierdzenie tego, że nie można oceniać innych po pozorach.
Niestety, nie mieszka już w moim mieście i musi wrócić do siebie.
Już nie będę miała z kim śpiewać "Skyfall" albo "There is a party", kto będzie ze mną grał w badmintona i bił się ze mną i Karolką. Kto będzie robił siarę na pół miasta, kiedy Olka nie będzie wychodziła. Kto pośmieje się z moich wpadek z dzieciństwa i nie tylko?
Niestety nie wiem, wiem tylko, że muszę się z nią dzisiaj pożegnać. I będzie to trudne.
Wiem, że ona nigdy nie trafi na mojego bloga, bo trochę się go wstydzę, no ale...
Dziękuję Ci za wszystkie wspólne chwile i za nasze dzikie śpiewy, i za to, że robisz mi siarę. Za to, że wygłupiasz się ze mną i śmiejesz tak szczerze z moich nieśmiesznych żarcików.

rodzinny Zmarzluch
 P.S. Oczywiście nie byłabym sobą gdybym nie dodała tu jednej piosenki, która okropnie nam się spodobała, i którą będziemy śpiewać w każde wakacje. "Orki z Majorki"!

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Letni błąd

Hej ho!
Fala upałów zmusza mnie do siedzenia w domu i lenienia się przy książce, jednak zamiast ukojenia i relaksu, znalazłam niezłego, męczącego bubla.
Cóż jeśli niektórzy znają mnie z lubimyczytać.pl wiedzą, że ostatnio czytałam książki z serii Miłość na kołku.
Nie recenzuję ich, ponieważ już oceniłam jedno z dzieł i o całej serii myślę tak samo jak o innych częściach.
No, ale ja będę dzisiaj pisała o "Nieśmiertelnym", czyli cienkiej książeczce, którą wypożyczyłam tylko po to by zapełnić torbę z biblioteki. I tylko po to by nie wychodzić w taki upał z domu.
To był błąd...
Sama okładka mnie nie zachwycała, wydawała się toporna, oldschool'owa (ale w tym złym stylu), wręcz odstraszająca... No wiecie pierwsze wrażenie - NIE BIERZ TEGO IDIOTKO!!
Jednak lubię robić wiele rzeczy wbrew sobie i wzięłam ją.
Fabuła nie jest jakoś specjalnie zła. Historia ma polot i na prawdę mogłaby być ciekawa, tylko wszystko psuje główna bohaterka.
Evie wyjeżdża do szkoły dla dziewcząt w Wyldcliffe, ponieważ nie ma się kto nią zająć, a dzięki tacie, który jest żołnierzem dostaje stypendium. Pomyślicie sobie "Farciara", która z nas nie marzyła o wyjeździe do szkoły z internatem, gdzie będziemy same o sobie decydować. Jednak Evie jest innego zdania i cierpi z tego powodu. Jednak pojawia się chłopak, który wszystko odmienia, ale tajemnicza dziewczyna w bieli zakłóca jej spokój.
Tajemnice szkoły, jej tradycje i niesamowite korytarze spadają na drugi plan, co jest bardzo złe. W całej książce poznajemy tylko kilka osób co może nam przeszkadzać, do tego są tak płytkie jak kałuże na autostradzie w Ameryce. Wszystkie idealne i bogate, oprócz naszej małej, co chwilę mdlejącej bohaterki ( naprawdę? naprawdę!? ). 
Mówiąc już o bohaterce... Jest głupia, bo inaczej nie umiem jej nazwać...
Kto ufa chłopakowi po jednym spotkaniu i co noc wymyka się dla niego ze szkoły. Zakochuje się po tym jak ze dwa razy dotknął jej włosów no i wsiada z nim na konia, by pojechać nie wiem gdzie...
Dziewczyna chodzi do szkoły, jednak czytając książkę, wydawało mi się, że jest na obozie, na który nie chciała jechać...
Cóż nie wiem czy sięgnę po drugą część, ponieważ ta mnie zmęczyła... Książki nie polecam, ale jak zawsze przeczytajcie sami i sami zdecydujcie, czy była godna waszego czasu...

nieśmiertelny Zmarzluch

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Przeniesiona w czasie

Hej ho!
No, cóż, mamy już sierpień, minęła połowa wakacji, a ja nadal nie zrobiłam niczego produktywnego...
Chociaż poczytałam...
Marina, de Carlos Ruiz ZafónNo właśnie, poczytałam, a nawet przeczytałam powieść, która wciągnęła mnie i rozszarpała moje wnętrzności, tylko po to by później mnie wypluć i porzucić z wielkim bólem i niedosytem wrażeń...
Ta okrutna książka to "Marina" Carlos'a Ruiz'a Zafon'a.
Do tej pory przeczytałam tylko dwie książki i miałam nadzieję, że ta także mnie nie zawiedzie no i trzeba przyznać nie zrobiła tego.
Marina” by Carlos Ruiz ZafonW dziele swoją opowieść snuje Oscar Drai, który jest wychowankiem barcelońskiego internatu, który jest zafascynowany światem pałacyków, które utrzymują się tylko dzięki minionym chwilom i tęsknym wspomnieniom. Przez swoją ciekawość poznaje Marinę i jej ojca, z którymi spędza wiele czasu. Niestety ciekawscy młodzi odkrywają tajemnicę rodem z horroru...
Muszę od razu powiedzieć, że styl pisania i sposób posługiwania się słowem Zafon'a jest dla mnie zachwycający i nie wydaje się w żaden sposób sztuczny. Jest wręcz zaczarowany i choć wśród gęstwin zdań znajdują się trudne słowa, to ich odbiór nie jest wcale, a wcale trudny.
Historia jest świetnie wymyślona, wszystkie postacie przemyślane, a ich losy często zaskakujące, trzeba przyznać, że Zafon zna się na rzeczy, a gdyby to dobrze zekranizować to według mnie mogłoby to dostać Oskara.
Według mnie "Marina" jest wyśmienitą lekturą dla tych, którzy lubią poczuć lekki dreszczyk emocji, wzruszyć się, lub pozastanawiać się nad tajemnicami Barcelony albo przenieść się w czasie do tego tajemniczego miasta.
Oczywiście to tylko moja opinia, sami przeczytajcie by się przekonać, czy wam się spodoba...

barceloński Zmarzluch

środa, 29 lipca 2015

Wcale nie jest ciemno...

Hej ho!
No dzisiaj będzie wspaniałe południe, choć ranek sobie już zniszczyłam czytając książkę, która jest obrazą dla fanów fantastyki, wampirów i nadnaturalnych postaci...
A mówimy dokładnie o książce pani Claudii Gray, która po wypróbowaniu wielu zawodów, m. in.: prawniczki, dziennikarki, czy podobno beznadziejnej kelnerki, postanowiła stać się pisarką i natchniona sukcesem "Zmierzchu" napisała wampiropodobnego gniota. 
Może pomyślicie, że się czepiam, pewnie właśnie myślicie "Znawczyni się znalazła!". Jednak to prawda. Mówię tak dokładnie o "Wiecznej nocy", książce, która nie urzekła mnie pod żadnym względem, nawet nie wiem dlaczego znalazła się w moich łowach bibliotecznych, bo nic mnie w niej nie zachwyca, nawet okładka.
Przybliżając fabułę... W książce chodzi jak zawsze o zakazaną miłość, w tym przypadku człowieka, no i jakby się miało wydawać człowieka, ale o tym później, wśród nieprzychylnych dorosłych i nastolatków. W tle dziwaczna szkoła z samymi perfekcyjnymi uczniami, ciągle młodymi nauczycielami i "masą nauki".
Mogłoby się wydać ciekawe, ale nie, nie jest. Sam początek jest dość przewidywalny, chociaż nie poprawka, wszystko jest tam przewidywalne, nawet to, że rodzice głównej bohaterki są wampirami i że nasza rudowłosa Bianka jest nim tylko w połowie (Boże tego nawet nie da się uznać za spojler!) Nie wiem czy autorka chciała wywrzeć na czytelniku konsternację, zagubienie, czy sprawić by poczuł się oszukiwany przez cały czas, ale nie wyszło to na dobre!! Do tego te okrutne opisy, nawet jeden zacytuję:
"Patrice miała skórę w kolorze rzeki o wschodzie słońca - chłodnego, delikatnego brązu[...]".
I wszędobylskie "iż", zamiast "że". Rozumiem gdyby język był stylizowany, ale myślę, że na codzień my nastolatkowie nie posługujemy się tak wyrafinowanym językiem...
Historia jest toporna, a "wątek detektywistyczny"(jeśli mogę to tak nazwać) był przewidywalny, głupi i bez sensu.
Zazwyczaj my czytelnicy wybierając książkę posługujemy się informacjami podanymi z tyłu... Tym razem są one zupełnie nie zgodne z prawdą, wyssane z palca i godne pożałowania. Kiedy zaczęłam czytać to "dzieło" zastanawiałam się, czy to nie jest błąd drukarski, ale chyba nie...
Nie chcę więcej się na ten temat rozpisywać, ponieważ wiem, że książka ma swoich przeciwników, ale także zwolenników (których ja nie rozumiem). Sami musicie się przekonać czy wam się spodoba, bo to jest tylko moja opinia. Tylko jak będziecie sobie chcieli wydłubać oczy to nie przychodźcie z płaczem do mnie, ba ja tego nie polecam...

załamany Zmarzluch

poniedziałek, 27 lipca 2015

Prawda nie jest tutaj ważna...

Hej ho!
Tak, tak wróciłam...
No i mam dla was wspaniały przepis na wakacje i recenzje świetnej książki, której niestety nie doczytałam...
No to zacznę od przepisu:
1. Zaplanuj zrobienie czegoś szalonego (zafarbuj włosy, zrób sobie w końcu kolczyk w nosie i nie zastanawiaj się co pomyślą inni)
2. Zacznij zdobywać informacje na temat kosztów (najdź farbę, salon, w którym macie sobie przebić nos)
3. Idź do sprawdzonego przez znajomą salonu i dowiedz się o co chodzi i jak... (oczywiście idź na nogach)
4. Później znajdź ławkę i obgadaj wakacje z ową koleżanką.
5. Wróć do domu, zacznij dziwnie się czuć, ale olej to i jedź na działkę i graj w badmintona.
6. Nabaw się wspaniałego udaru cieplnego i czuj się jak jakiś przeżarty przez potwora śmieć.
No, wspaniałe wakacje!
A teraz przejdźmy do książki.
 Cóż może zawartość tego bloga tego nie odzwierciedla, ale, cóż kocham fantastykę i można powiedzieć, że jestem iście nerdowską dziewczyną albo, że niezły ze mnie zapaleniec...
I właśnie w tym klimacie będzie recenzowana przeze mnie książka.
Kochacie trudne do wymówienia imiona, zaklęcia, długie wyprawy, magiczne postacie, tajne bractwa i tak dalej to będzie to książka dla was.
A mianowicie "Ani słowa prawdy". Poznajcie Arivalda, czyli nie do końca czarodzieja.
Bo jak można nazwać zwykłego człowieka, który przywłaszczył sobie magiczne artefakty zmarłego maga i zaczął ich używać? 
Jednak był na tyle mądry by podejmować odpowiednie decyzje i przy okazji stać się prawdziwym Mistrzem Magicznym.
To, chyba, moje pierwsze spotkanie z Jackiem Piekarą  i mogę powiedzieć, że nie żałuję. "Ani słowa prawdy" to wspaniały zbiór opowieści o człowieku, który potrafi niesamowicie dobrze posługiwać się kłamstwem. Jednak nie jest w swym kłamstwie bezczelny. Przygody Arivalda podobały mi się, jednak nie przepadam za trudnymi imionami. No i jak już pisałam nie doczytałam przygód wspaniałego czarodzieja, ponieważ po pewnym czasie zaczęły mnie nużyć, a ja nie przepadam za nudą.
Jednak książka ma wiele plusów. Mianowicie, jest świetnie napisana, bardzo podobał mi się język, który posłużył się Piekara. Konstrukcja postaci i przygód jest wspaniała. No i wydanie, które miałam przyjemność czytać było pięknie zilustrowane, choć nie wiem, czy można tak powiedzieć o tych, które przedstawiały niektóre potwory... Niestety znalazłam tylko jedną, a do tego nie całą ilustrację, ale uważam, że to wspaniały przedsmak.
Cóż mnie się książka podobała, choć przeczytałam tylko do połowy. Może niegdyś powrócę i przeczytam do końca przygody dzielnego i jakże kłamliwego Arivalda z Wybrzeża.
Cóż to tylko moja opinia. Sami przeczytajcie i sami się przekonajcie.

magiczny Zmarzluch