No, cóż, mamy już sierpień, minęła połowa wakacji, a ja nadal nie zrobiłam niczego produktywnego...
Chociaż poczytałam...
No właśnie, poczytałam, a nawet przeczytałam powieść, która wciągnęła mnie i rozszarpała moje wnętrzności, tylko po to by później mnie wypluć i porzucić z wielkim bólem i niedosytem wrażeń...
Ta okrutna książka to "Marina" Carlos'a Ruiz'a Zafon'a.
Do tej pory przeczytałam tylko dwie książki i miałam nadzieję, że ta także mnie nie zawiedzie no i trzeba przyznać nie zrobiła tego.
W dziele swoją opowieść snuje Oscar Drai, który jest wychowankiem barcelońskiego internatu, który jest zafascynowany światem pałacyków, które utrzymują się tylko dzięki minionym chwilom i tęsknym wspomnieniom. Przez swoją ciekawość poznaje Marinę i jej ojca, z którymi spędza wiele czasu. Niestety ciekawscy młodzi odkrywają tajemnicę rodem z horroru...
Muszę od razu powiedzieć, że styl pisania i sposób posługiwania się słowem Zafon'a jest dla mnie zachwycający i nie wydaje się w żaden sposób sztuczny. Jest wręcz zaczarowany i choć wśród gęstwin zdań znajdują się trudne słowa, to ich odbiór nie jest wcale, a wcale trudny.
Historia jest świetnie wymyślona, wszystkie postacie przemyślane, a ich losy często zaskakujące, trzeba przyznać, że Zafon zna się na rzeczy, a gdyby to dobrze zekranizować to według mnie mogłoby to dostać Oskara.
Według mnie "Marina" jest wyśmienitą lekturą dla tych, którzy lubią poczuć lekki dreszczyk emocji, wzruszyć się, lub pozastanawiać się nad tajemnicami Barcelony albo przenieść się w czasie do tego tajemniczego miasta.
Oczywiście to tylko moja opinia, sami przeczytajcie by się przekonać, czy wam się spodoba...
barceloński Zmarzluch
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz