sobota, 31 stycznia 2015

Koszmers

Hej ho!
No i jak łódzkie? Ferie się zaczynają, jestem taka happy!
O komersie miałam napisać wczoraj, ale byłam tak zmęczona, że miałam siłę tylko wegetować w przestrzeni internetowej. 
Przed polonezem strasznie się bałam, myślałam, że będzie klapa, wszystko zepsuję i wszyscy będą się śmiali. Jednak było zupełnie inaczej. Stresowałam się i miałam tremę, ale wszystko poszło dobrze, tylko przy jednym obrocie, niechcący uderzyłam Sebastiana w głowę. No ale to tylko taka malutka wpadka. Nie było tak tragicznie. 
Tylko jedzonko trochę mi nie podeszło, było tak zwyczajnie okropne.
No ale impreza po części oficjalnej była wspaniała. Obiecałam sobie, że nie będę tańczyła, ale jak zaczęli puszczać muzykę to tak wywijałam na parkiecie, że teraz mam zakwasy i nie mogę chodzić.
Wszyscy w domu śmieją się, że poruszam się jak pingwin.
Komers na początku wyglądał strasznie, ale strach ma wielkie oczy i nie ma się czego bać. Jestem z siebie dumna. Koszmers zawsze będzie kojarzył mi się ze wspaniałymi ludźmi, przetańczoną nocą, bosymi stopami i nieudolnymi staraniami przedłużenia imprezy: 
"Gdzie jest orkiestra! Na, na, na, na, na! Gdzie jest orkiestra!!".

obolały Zmarzluch

środa, 28 stycznia 2015

Tetralny bal masakrowy

Hej ho!
Chyba nie napiszę dzisiaj niczego długiego. Moje palce wołają odpoczynek. 
Cały dzień bawiłam się szpilkami, nożyczkami, klejem i piórkami do ozdabiania.
Koszmers sam mnie do siebie zniechęca. Już nic nie poradzę, że go nie lubię...
Nasz temat przewodni to teatr, ale kiedy przypięliśmy dzisiaj większość dekoracji, sala gimnastyczna zaczęła przypominać mi bal maskowy, a raczej masakrowy.
Polonez to będzie masakra.
Nie wiem, czy jutro coś napiszę, jak coś to życzcie mi powodzenia.

zestresowany Zmarzluch

wtorek, 27 stycznia 2015

Ulubieniec!

Hej ho!
Zapomniałam napisać wczoraj, że od teraz będę pisała, o rzeczach, które zachwyciły mnie w poprzednim tygodniu. Zazwyczaj taki post będzie dodawany w poniedziałki.
Oczywiście, ten dzisiejszy post, powinien być dodany wczoraj, ale niestety musiałam nadrobić lekcje i pofarbować włosy, poczytać, zasnąć nieprzyzwoicie wcześnie i tak dalej, i tak dalej...
No, ale przechodząc do ulubieńca.
Zważając na moją chorobę i złe samopoczucie, ulubieńcem było kakao. Wspaniałe, cieplutkie, przepyszne, mleczne, czekoladowe kakao. Kocham, po prostu kocham. Jak można nie kochać kakałka?! W zimne, zimowe wieczory taki napój smakuje lepiej niż mityczna ambrozja.
Mogłabym pić litrami, kubek za kubkiem.

 

Zmarzluch

Znowu w szkole

Hej ho!
Czy wy też tak macie, że całe wasze codzienne życie obraca się wokół szkoły?
No wiecie szkoła, praca domowa, nauka, szkoła i tak cały czas.
 Ja mam tak zawsze, tylko jak jestem chora i w wakacje moje priorytety się zmieniają.
Cóż takie rzeczy się zdarzają, a to się nazywa rutyna. 
Do ferii został tylko ten niecały tydzień, ale od słodkiej wolności dzieli mnie wielka zapora, której nazwa brzmi KOSZMERS!
Wszystko idzie jak po grudzie.
Dzisiaj zaczęliśmy dekorować salę gimnastyczną i wpadłam na wspaniały pomysł by zmienić temat przewodni z "Teatru" (który wydaje mi się niesamowicie pompatyczny i snobistyczny), na "Sala Gimnastyczna" Moja inwencja twórcza mnie zachwyciła! Rozrzuciłoby się parę piłek po sali, poustawiałoby się jakieś bramki i voila! Sala odpicowana, dużo miejsca, tanio i wszyscy zadowoleni! Jestem genialna!
Teraz jak jestem prawie zdrowa to trochę brakuje mi choroby.
Pozdrawiam ją!

genialny i kreatywny Zmarzluch

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Ostatni dzień spokoju...

Hej ho!
Dziś ostatni dzień mojej kuracji chorobowej.
Siedzę w domu i nie mogę wychodzić, ale mam jako taki kontakt ze światem.
Nie byłam w szkole, ale i tak nie mogłam spać z rana. Zaczęłam czytać książkę, nareszcie, ostatnio trochę je zaniedbałam. Musiałam posprzątać pokój, do wyniesienia est wielki kosz na śmieci, tyle się papierzysk nazbierało...
Och, słodka wolności, kończysz się jutro... 
Znowu odbiorą mi wolne i leniwe poranki. Tragedia! Podobno za szybko zaczynamy lekcje i o ósmej rano nasz mózg nie potrafi jeszcze funkcjonować normalnie. Potem wszyscy się dziwią, że mamy takie złe oceny. Niestety muszę porzucić głupie filmiki na YouTube, pierzynkę w misie i gorącą herbatkę w łóżku. 
Do tego mam jutro sprawdzian z WOS-u. Nie wiem co jest zadane z piątku i z dzisiaj na jutro. Tragedia! Po prostu tragedia!

Panikujący Zmarzluch

niedziela, 25 stycznia 2015

Run Forrest, run!







Hej ho!
No cóż koniec tygodnia, zaczyna się nowy. 
To będzie najgorszy tydzień mojego życia. W czwartek komers, a raczej koszmers. Dlaczego?
To proste, to będzie koszmar. 
Nadal jestem chora, nadal rzuca mi się na mózg, ale wszystko jest OK.
Nie mam na nic ochoty. Dlatego cały poranek oglądałam film.
No i tu wyjaśniam tytuł posta.
Oglądałam film "Forrest Gump", a w tytule posta jest jakże sławny tekst pochodzący z tego filmu.
Nie wiem dlaczego nie obejrzałam go wcześniej. Lubię takie filmy są piękne, no i można na nich płakać ile się chce. Lubię płakać na filmach. Ogólnie lubię płakać. Oj nie czepiajcie się jestem dziwna.
No więc film opowiada historię Forresta Gumpa, chłopca, a później mężczyzny o niesamowicie niskim ilorazie inteligencji, który urodził się z niedowładem nóg. Na początku poznajemy go jako dorosłego faceta siedzącego na ławce i zagadującego do kobiety, która czeka na autobus. Nie zważając, a nawet nie zauważając, że kobiety nie interesuje się ławkowym sąsiadem, zaczyna opowiadać o swoim życiu. 
Jego historia jest pełna cierpienia, miłości (nie tylko takiej między kobietą, a mężczyzną), małych i większych tragedii, a także cierpliwości. Forrest potrafił czekać.
(Uwaga spojler!!)
Najbardziej podobała mi się scena kiedy w pewnym momencie swojego biegu przez stany zatrzymuje się i ludzie biegnący z nim zatrzymują się, bo wiedzą że zaraz coś powie, a on na to:
"– Jestem zmęczony. Chyba pójdę do domu.".
(koniec spojlera!!)
Film jest wspaniały, płakałam, ryczałam i darłam chusteczki. Jeżeli jesteście fanami wielkich wzruszeń to zapraszam was do oglądnięcia tego wspaniałego filmu. 
Oczywiśnie liczę na raport ile łez wylaliście i jak podobał się film

Zmarzluch

sobota, 24 stycznia 2015

Otaku reaktywacja

Hej ho!
 To już drugi dzień mojego przeziębienia.
Na koncie mam ponad 70 wysmarkanych chusteczek i wypite 4 aspiryny.
Nie przepadam za byciem chorą...
Jestem przykuta do łóżka. Nic nie mogę zrobić, mam się "wygrzewać". Kiedyś było gorzej. Nie miałam laptopa i żadnego kontaktu ze światem. Teraz tylko zadek mnie boli od siedzenia przed ekranem.
Zazwyczaj kiedy jestem przeziębiona to rzuca mi się na mózg. 
Tak stało się i tym razem. Na śniadanie zjadłam sushi z pobliskiego marketu (kto to widział jeść sushi i to na śniadanie, i to z supermarketu!). Później zrobiłam "powrót do przeszłości i a nowo zaczęłam oglądać anime. Rano kiedy byłam sama zaczęłam drzeć się:
"OTAKU REAKTYWACJA". 
Choroba mnie po prostu uszlachetnia. 
Nie jadłam nic od pamiętnego śniadaniowego sushi, a teraz chcę kakałko!!!!
Tyle, że w moim specjalnym kubeczku.
Ratujcie mój mózg przede mną!

Zmarzluch

piątek, 23 stycznia 2015

Chorobka!

Hej ho!
Przepraszam, że wczoraj niczego nie napisałam, ale jakoś tak słabo się czułam i musiałam się położyć. Teraz siedzę w domu, bo się rozchorowałam.
Zmarzluchy bardzo rzadko chorują, ale im także zdarza się to robić. 
Mam straszny katar, boli mnie gardło i mogę oddychać tylko przez buzie, co powoduje okropny kaszel.
Nie jest ze mną tak źle. Zawsze mogło być gorzej. 
Leżę w łóżku, między zużytymi chusteczkami higienicznymi i oglądam durne filmiki na youtube. 
Poczytałabym książkę, ale biurko wydaje się być tak strasznie daleko...
Jedyne co mogę robić to uwsteczniać się.
Nie wiem jak przetrwam ten dzień, zwłaszcza, że nie ma w domu nikogo kto mógłby zrobić mi herbatkę. Potrzebuję pogotowia herbatowatego!
Choroba zaczyna rzucać mi się na mózg!

Zmarzluch

środa, 21 stycznia 2015

Święto z "Panem Tadeuszem" w tle

Litwo! Ojczyzno moja... Stop coś mi się pomyliło!

Hej ho!

No teraz zaczęłam dobrze!
Moje zmarzluchy, to nie będzie recenzja tylko krótka opinia na temat narodowej epopei.
Wszyscy patrioci mnie teraz zaszlachtują...
Nie, ja nie lubię "Pana Tadeusza"! Mickiewicza nawet lubię, ponieważ pisze piękne wiersze.
Jednak uważam, że jego 12 księgowa epopeja nie jest dla mnie, tak normalnie i zwyczajnie mi nie pasuje. Koniec kropka, nie zmienię zdania.
Ale to nie o tym chciałam dzisiaj napisać. Chciałam zwrócić dzisiaj waszą uwagę na kobiety, które zrobiłyby dla nas wszystko. Na bohaterki, o których czasami nie pamiętamy i zostają  w cieniu, niedocenione i trochę zapomniana.
Dzisiaj miały swoje święto. Jeśli o nim zapomniałeś/łaś to one ci wybaczą, ale ja, Zmarzluch, nie. 
Ja nie pamiętam o żadnych rocznicach, urodzinach, imieninach, świętach i tak dalej, i tak dalej. Jednak o święcie tych bohaterek staram się pamiętać. W moim życiu znaczą wiele, praktycznie mnie wychowały, na spółkę, trochę jedna, trochę druga. To one troszczyły się o mnie kiedy mama wyjechała do Niemiec, a papa pracował do późna każdego dnia, każdego tygodnia. To one (raz jedna, raz druga) zajmowały się mną kiedy miałam wysoką gorączkę, a rodzice byli w pracy. I to one będą opiekowały się do końca swojego życia.
Pamiętajmy o tych niesamowitych kobietach, bo one zawsze pocieszą, podkarmią, zaopiekują i to one będą nas kochać.

Zmarzluch

wtorek, 20 stycznia 2015

Tik, tak

Hej ho!
Jak tam moje kochane zmarzluchy?
Przepraszam, że wczoraj niczego nie napisałam, ale jakoś tak długo męczyłam się z lekcjami i walczyłam z "Panem Tadeuszem"
Więc, pora dać wam dwie dobre rady.
1. Nie zostawiaj niczego na ostatnią chwilę, a raczej nie przyzwyczajaj się do zostawiania wszystkiego na ostatnią chwilę (ja już się raczej tego nie oduczę).
2. Jeśli jesteście strachliwi radzę wam nie oglądać teorii spiskowych przed snem (niektóre są dość przerażające, na przykład to, że możemy żyć w Matriksie) 
No widzicie, czasem możecie się ode mnie czegoś nauczyć.
Czas leci i nie da się go zatrzymać. Na jego upływ nie ma rady.
Mam masę pracy, ale nie chce mi się pracować.
Mam lenia, który we mnie siedzi i przykuwa mnie do krzesła. Chce mi się tylko leżeć albo spacerować po internecie. Oczywiśnie staram się z nim walczyć, bo nie ma nic gorszego niż zaległości... Zwłaszcza w szkole... Zwłaszcza w ostatniej klasie... 
Do bani, chcę już ferie!

Zmarzluch

Tak na marginesie. 
Widocznie moja fascynacja spiskami mi nie zaszkodziła.

niedziela, 18 stycznia 2015

Cały dzień w spiskach

Hej ho!
No i weekend się kończy. Jestem załamana i kompletnie niegotowa do szkoły. 
Słodki, kochany i niesamowity weekend mnie opuszcza! Ratunku!
Czemu wszytko tak szybko odchodzi? Aż zazdroszczę ludziom, którzy jutro zaczynają ferie, ja muszę czekać jeszcze dwa tygodnie. Dwa tygodnie! Tragedia!
No ale tytuł posta wcale, a wcale nie pasuje do jego początku.
Nie znamy się jeszcze tak super dobrze, żebyście wiedzieli o moim pragnieniu wiedzy. Interesują mnie zwłaszcza głupie i nikomu nie potrzebne do życia informacje. 
Już wczoraj znalazłam wspaniały kanał na youtube. Może go już znacie, ale i tak wam go polecę.
Trzeba przyznać, że jestem niesamowicie, idiotycznie, dziwnym geekiem. Jara mnie prawie wszystko co wiąże się z wampirami (pomijając sagę Zmierzch), wilkołakami (wyłączając cykl wymieniony wcześniej), hobbitami, magiom, książkami i niesamowicie dobrze wykonanymi filmami, na których oglądanie nie mam czasu. Fascynuje mnie dziwactwo życia, jego przewrotność i rzeczy, które nam oferuje. Patrząc na te rzeczy można stwierdzić, że moje życie prosi się o zamknięcie mnie w pokoju bez klamek. Od tej rzeczy dzielił mnie do tej pory brak fascynacji spiskami. 
Jednak w ten weekend to się zmieniło...
Odkryłam kanał o teoriach spiskowych i dowiedziałam się, że możliwie wszyscy jesteśmy inwigilowani, a większość chwytów podprogowych nie dzieła tylko na nasze zakupy. 
Więc możemy wnioskować, że wszystko co piszemy i publikujemy, jest czytane od deski do deski. A to oznacza, że moje dzielenie się z wami moją fascynacją na temat spisków może spowodować moje nagłe i niewytłumaczalne zniknięcie.
No, ale dokończmy. Kanał, na którym dowiedziałam się tyle o teoretycznych, powtarzam, teoretycznych planach na naszą przyszłość, nazywa się Topowe Teorie Spiskowe. Serdecznie zapraszam do oglądania wszystkich, którzy są zaciekawieni tematem i pragną chłonąć wiedzę na ten wysublimowany temat.

Zmarzluch
Tak na marginesie jeśli nie napiszę posta za jakiś tydzień, to znaczy, że niespodziewanie i niewytłumaczalnie znikłam, ponieważ ja i twórca wyżej wymienionego kanału rozpowszechniamy teorie spiskowe, które są prawdziwe.

sobota, 17 stycznia 2015

Słodkie lenistwo, szczęście

Hej ho!
Weekend to mój ulubiony czas w tygodniu. Mogę spać ile tylko chcę, robić co chcę (czyli leżeć i pachnieć), przeczytać masę słów, wypić litry płynów i siedzieć godzinami owinięta w kocowe burito. 
Weekendy są wspaniałe. Całe dwa dni owinięta w słodkie lenistwo!
Dzisiaj zaczęłam czytać nową książkę "Projekt szczęście". Nie uważam, że jest to poradnik, dla mnie jest to raczej książka, która ma na celu tylko i wyłącznie zwrócenie uwagi na kilka ważnych rzeczy, jakimi są szczęście, miłość i nasze niepoukładane życie. Nie wiem jakie cele mogłabym wyznaczyć dla własnego szczęścia.
Po przeczytaniu kilku pierwszych stron książki zaczęłam zastanawiać się co powoduje, że jestem pozytywnie nastawiona do życia. Po pierwszych, niesamowicie stereotypowych odpowiedziach takich jak rodzina, przyjaciele, to zdałam sobie zdanie, że rozwiązanie tej małej tajemnicy mojego życia, jest bardzo proste. Najwięcej szczęścia dają mi małe błahostki. Wysłuchanie zabawnej piosenki braci Ylvis, albo takiej, która jest dla mnie miodem dla "serca i powietrzem dla płuc" (nazwa prywatna), książki, znajdowanie pięknych słów lub wypowiedzi, zobaczenie w sklepie niesamowicie słodkich kapci w kształcie zwierząt, odkopanie starych rysunków i siedzenie w kocowym buricie. Zapach świeżego chleba, na którego punkcie mam fioła i włączenie radia w momencie gdy leci jedna z moich ulubionych piosenek.
Cieszą mnie takie małe błahostki. Jest ich strasznie wiele w naszym życiu, ale jakoś tak ich nie dostrzegamy. 

Zmarzluch

piątek, 16 stycznia 2015

Pech, starzenie i niezdarstwo

Hej ho!
Jak tam moi kochani? Weekend się zaczyna, może jakieś plany?
Ja po dzisiejszym dniu mam dość i chyba do poniedziałku zakopię się w kołdrze i nie wyjdę.
Cały dzień w szkole, a później przez dwie godziny wałęsałam się po mieście, bo zapomniałam kluczy do mieszkania. Później musiałam pędzić do przyjaciółki, aby spędzić z nią jej urodziny. Czasami nie mam siły. Jestem domatorem, kocham mój dom i nie ważne dla mnie jest to gdzie on jest (uwielbiam się przeprowadzać) to uwielbiam go, ponieważ to mój dom. 
Pech prześladuje mnie od zawsze, od pewnego czasu mam wrażenie, że jeżeli mój dzień zacznie się inaczej, będzie po prostu pechowy. To tylko moja mała obsesja i teoria o rutynie. Nic nie poradzę na to, że jestem niesamowicie zakręconą i przewrażliwioną na wszystko osobą.
Cóż jak już nadmieniłam, moja najlepsza przyjaciółka ma urodziny. To smutne bo i ja za jakieś dwa miesiące będę miała za sobą kolejny rok życia. Wszyscy się starzejemy i wszystko przemija. Boję się przyszłości, tego co będzie. Nie mam pojęcia jak sobie poradzę gdy będę dorosła. To wszystko napawa mnie strachem. Przerażenie sięga zenitu gdy zbliżają się różne rocznice.
Moje małe, ale niesamowicie widoczne wady są liczne. Nie jest nią tylko tchórzostwo i naiwność, ale także to, że jestem straszną niezdarą. Dzisiaj jak zawsze wszystko leciało mi z rąk. Nie jestem pewna, czy w piątki moje wady i pech się nasilają, ale jest to tylko kolejna teza mojego marnego umysłu.
Moje wypociny nie są wybitne, ale dzięki temu blogowi nie muszę męczyć się sama z własnymi myślami. 

Zmarzluch

czwartek, 15 stycznia 2015

Komers, pralka i stypendium

Hej ho Zmarzluchy!
Jak tam szkoła? Życie? Nowy rok już prawie od miesiąca, a tyle się zdarzyło!
Komers nadciąga, a ja się stresuję. Dekoracja w lesie, polonez to masakra! Chociaż sukienkę już kupiłam...  Buty też są, ale co z tego, to i tak będzie niewypał!
Nie napisałam niczego wczoraj na blogu, ponieważ miałam straszne zamieszanie z pralką! Wiecie to tylko pralka, ale pół rodziny się zjechało, a to strasznie niekulturalne zostawić gości samym sobie. Także musiałam siedzieć i zabawiać moich krewnych, a później odrobić lekcje.
Na koniec zostawiłam najbardziej pozytywną część dzisiejszego dnia.
Dostałam stypendium!!
To takie niesamowite, ja, która nigdy nic nie dostawała, ani nie wygrywała, tak nagle i bez żadnego wysiłku dostała piniądze za naukę! Dokładnie! PINIĄDZE! Nareszcie mogę powiedzieć,że jestem z siebie dumna.
Mam nadzieję, że wasz dzień też był pozytywny, bo trochę głupio tak się chwalić swoimi osiągnięciami. Piszcie, z chęcią poczytam o waszych osiągnięciach!

Zmarzluch

wtorek, 13 stycznia 2015

Jakiśtam, jakośtam, jako tako...

Hej ho!
Cóż przyszedł czas na moją pierwszą recenzję książki. Od razu mówię, że to tylko moje zdanie i nadmieniam, że wasze może być zupełnie inne.
Moją pierwszą zrecenzowaną tutaj książką będzie dzieło Ewy Nowak "Michał Jakiśtam"
Główną bohaterką jest piętnastoletnia Edyta. Dziewczyna posiada ojca-tyrana i wspaniałą matkę podporządkowaną ojcu. Przez pewne "nieprawidłowości" w swoim postępowaniu nastolatka zostaje oddelegowana do warszawy, by tam zmazać swoje winy nienagannym zachowaniem. Mieszka u zakręconego wujostwa (Gwidoszowie) i zaczyna naukę w nowej szkole. Oczywiśnie nic nie może być cukierkowe i na horyzoncie pojawiają się pierwsze problemy z Olgą na czele.
Książki pani Ewy są wspaniałe, pamiętam, że już wcześniej je czytałam, ale tym razem postanowiłam przeczytać wszystkie jej dzieła. I tym razem pisarka nie zawiodła mnie. 
Choć nie przepadam za główną bohaterką, gdyż uważam ją za niezwykle podatną na sugestie innych, typową nastolatkę. Do tego ten, odtrącający mnie, wstręt do książek. Zawsze wybieram postacie, za którymi jakoś tak po prostu nie przepadam. Tym razem miałam poważną zagwozdkę, ponieważ Edyta i Olga nie za bardzo przypadły mi do gustu i nawet nie mogę się zdecydować, która denerwuje mnie bardziej.
W każdej książce są także postacie, w których zakochuję się od pierwszego wejrzenia. Tym razem szczerze pokochałam całą rodzinę Gwidoszów. Ich pozytywne nastawienie do świata i niesamowite zamiłowanie do książek ujęły mnie za serce i wytarmosiły wnętrzności. Oczywiśnie moje wnętrzności mają się dobrze, ale kiedy poznałam Joannę, Mariusza, Marysię i Celinkę poczułam się jak w rodzinie. Dzięki nim ta powieść nie została odrzucona na tak zwane "później", to oni dodali książce uroku i przytrzymali mnie przy niej.
Książka niesie ze sobą bardzo mądre przesłanie, a tytułowy bohater nie jest wcale taki bohaterski, nie będę zdradzała więcej szczegółów, ale serdecznie zachęcam do zmierzenia się z Edytą, rodziną Gwidoszów, a przede wszystkim Olgą, bo uważam, że warto.
Zmarzluch

Początek

 Hej ho!
Od razu pragnę zaznaczyć, że nie jest to blog o dzieciach, tylko o mnie Zmarzluchu! Wszyscy pewnie pomyśleli, że chodzi o coś w stylu "Świat Malucha', czy coś... Jest to blog o zmarzluchach, takich jak ja, ale innych także zapraszam do czytania.
Ten blog będzie o wszystkim i o niczym. Będę pisała o książkach, filmach, życiu, refleksjach, moich dziwactwach, zwyczajnie o wszystkim. Myślę, że każdy temat jest dobry. Będę starała się pisać regularnie i w miarę sensownie, ale nie wiem co z tego wyjdzie.
Od razu was proszę, bądźcie łaskawi i wyrozumiali, ja dopiero zaczynam.

Zmarzluch