Jak tam moi kochani? Weekend się zaczyna, może jakieś plany?
Ja po dzisiejszym dniu mam dość i chyba do poniedziałku zakopię się w kołdrze i nie wyjdę.
Cały dzień w szkole, a później przez dwie godziny wałęsałam się po mieście, bo zapomniałam kluczy do mieszkania. Później musiałam pędzić do przyjaciółki, aby spędzić z nią jej urodziny. Czasami nie mam siły. Jestem domatorem, kocham mój dom i nie ważne dla mnie jest to gdzie on jest (uwielbiam się przeprowadzać) to uwielbiam go, ponieważ to mój dom.
Pech prześladuje mnie od zawsze, od pewnego czasu mam wrażenie, że jeżeli mój dzień zacznie się inaczej, będzie po prostu pechowy. To tylko moja mała obsesja i teoria o rutynie. Nic nie poradzę na to, że jestem niesamowicie zakręconą i przewrażliwioną na wszystko osobą.
Cóż jak już nadmieniłam, moja najlepsza przyjaciółka ma urodziny. To smutne bo i ja za jakieś dwa miesiące będę miała za sobą kolejny rok życia. Wszyscy się starzejemy i wszystko przemija. Boję się przyszłości, tego co będzie. Nie mam pojęcia jak sobie poradzę gdy będę dorosła. To wszystko napawa mnie strachem. Przerażenie sięga zenitu gdy zbliżają się różne rocznice.
Moje małe, ale niesamowicie widoczne wady są liczne. Nie jest nią tylko tchórzostwo i naiwność, ale także to, że jestem straszną niezdarą. Dzisiaj jak zawsze wszystko leciało mi z rąk. Nie jestem pewna, czy w piątki moje wady i pech się nasilają, ale jest to tylko kolejna teza mojego marnego umysłu.
Moje wypociny nie są wybitne, ale dzięki temu blogowi nie muszę męczyć się sama z własnymi myślami.
Zmarzluch
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz