No i jak łódzkie? Ferie się zaczynają, jestem taka happy!
O komersie miałam napisać wczoraj, ale byłam tak zmęczona, że miałam siłę tylko wegetować w przestrzeni internetowej.
Przed polonezem strasznie się bałam, myślałam, że będzie klapa, wszystko zepsuję i wszyscy będą się śmiali. Jednak było zupełnie inaczej. Stresowałam się i miałam tremę, ale wszystko poszło dobrze, tylko przy jednym obrocie, niechcący uderzyłam Sebastiana w głowę. No ale to tylko taka malutka wpadka. Nie było tak tragicznie.
Tylko jedzonko trochę mi nie podeszło, było tak zwyczajnie okropne.
No ale impreza po części oficjalnej była wspaniała. Obiecałam sobie, że nie będę tańczyła, ale jak zaczęli puszczać muzykę to tak wywijałam na parkiecie, że teraz mam zakwasy i nie mogę chodzić.
Wszyscy w domu śmieją się, że poruszam się jak pingwin.
Komers na początku wyglądał strasznie, ale strach ma wielkie oczy i nie ma się czego bać. Jestem z siebie dumna. Koszmers zawsze będzie kojarzył mi się ze wspaniałymi ludźmi, przetańczoną nocą, bosymi stopami i nieudolnymi staraniami przedłużenia imprezy:
"Gdzie jest orkiestra! Na, na, na, na, na! Gdzie jest orkiestra!!".
obolały Zmarzluch
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz