poniedziałek, 29 czerwca 2015

Czarownice mają lepiej...

Hej ho!
Jej są wakacje! Mnóstwo czasu na mnóstwo książek!
No i oczywiście dzisiaj jedną z nich dla was zrecenzuję.
Czarownica - Klejzerowicz AnnaNa warsztat bierzemy "Czarownicę" Anny Klejzerowicz, czyli opowieść o informatyku Michale, który z Gdyni wyprowadza się do małej wioski tuż pod głośnym miastem. Znajduje tam miłość i sens swojego życia, a także napotyka wiele problemów, który stawia czoła wraz z Adą, która nosiła niegdyś miano wioskowej czarownicy. Zyskuje przyjaciół, a także "przyszywaną" córkę Małgosię.
 Cóż jak można się zorientować jestem dość surowa w ocenie książek (może dlatego, że są moim całym życiem) i ciężko mnie zachwycić. No i wychodzi na to, że "Czarownica" mnie nie zachwyciła. Nie miałam nadziei, że będzie to książka fantasy, za którymi szczerze przepadam, ani dzieło, które zmieni moje życie, ponieważ nie ufam cienkim książką. Może jestem za młoda, aby zrozumieć przekaz tego utworu, a może nie jestem fanką takiego rodzaju literatury.
Po prostu książka wydała mi się niepełna, za krótka, za mało emocjonalna. Może jest w niej zawarta miłość, strach, upór i smutek, ale jakoś szczególnie tego nie odczułam. Bohaterowie niosą ze sobą ciekawe historie, ale trochę za płytko, wręcz płasko, a ja nie przepadam za płaskimi opowieściami. Cóż, może polubiłabym postacie, gdyby nie był jedno wymiarowe.
Może tylko ja odniosłam takie wrażenie, ale to mój świat, moja opinia i moje klocki.
Po prostu mój plac budowy.
To tylko moje zdanie, sami przeczytajcie książkę, sami się przekonajcie, sami wyróbcie sobie opinię.

czarodziejski Zmarzluch

poniedziałek, 22 czerwca 2015

W człowieku jest wszystko...

Hej ho!
Cóż, kolejna książka przeczytana. 
Niezgodna (okładka filmowa)Zauważyłam, że po książkach polecanych, sławnych, uważanych za bestsellery i tak dalej, i tak dalej jest tak, że czytelnik spodziewa się fajerwerków, wielkich emocji i epickiej opowieści o niesamowitym świecie, który tak bardzo różni się od naszego szarego otoczenia.
Pewnie większość z was wie o co mi chodzi.
Tym razem przeżyłam to z książką "Niezgodna".
Powiem od razu, spodziewałam się czegoś więcej, chciałam, żeby ta historia wciągnęła mnie na głębiny, na obrzeża jawy i snu, ale jakoś tak nie wyszło.
Można powiedzieć, że ta książka jest podobna go "Igrzysk śmierci", a nawet bardzo podobna. Nie wiem, która z nich powstała pierwsza, ale "Igrzyska" przeczytałam jako pierwsze, więc dla mnie "Niezgodna" jest podobna to tej pierwszej.
Sama fabuła to opowieść o Beatrice, która należy do Altruizmu, jednej z pięciu frakcji. Każdy szesnastolatek musi wybrać jedną z nich, a Tris wybrała zupełne przeciwieństwo swojej frakcji. 
No więc, jak zawsze napiszę, że nie ma złej książki. 
Myślę, że autorka za bardzo skupiła się na wątku miłosnym. No i czasami za mało opisywała wszelakie aspekty dotyczące frakcji, opisu miejsc, uczuć i tak dalej, i tak dalej...
Książka zaprzecza trochę naturze człowieka, w którym jest wszystko, więc fabuła wydała mi się troczę sztuczna i naciągnięta.
Wiem, wiem zawsze się czepiam i zawsze przesadzam.
Jak zawsze powiem, że to tylko moja opinia i sami powinniście przekonać się co do tej książki.

niezgodny Zmarzluch

czwartek, 18 czerwca 2015

Umysł jest piękny...

Hej ho!
Zazwyczaj myślimy, że choroby, kłopoty i przeszkody nas nie dotyczą.
Przecież mam pracę, czuję się dobrze, w kieszeni nadal są pieniądze. Co złego może się stać?
Piękny umysł (2001)Tylko, że to tak nie działa.
Ostatnio oglądaliśmy film na lekcjach polskiego. Rzadko zdarza się, że oglądamy filmy w szkole, ale są wyjątki. Oczywiście nie oglądaliśmy jakiejś durnej komedii, czy filmu akcji.
Jednak zdziwiło mnie to, że nie puszczono nam jakiegoś naukowego bełkotu, tylko normalny film.
Tytuł produkcji to "Piękny umysł". Opowiada o nobliście Johnie Nash'u, który pomimo tego, że był wybitnym matematykiem, był także chory na schizofrenie, jednak przez pierwszą część filmu nie można tego stwierdzić. 
Oczywiście film nie jest tak do końca zgodny z prawdą, ale to nie przeszkadza w oglądaniu. Przecież zwyczajny zjadacz chleba nie zna na pamięć biografii jednego z licznych noblistów.
Zresztą myślę, że w filmie wcale nie chodzi o przedstawienie życia niesamowitego naukowca, tylko o pokazanie, że nieszczęścia dotykają każdego, nie tylko tych biednych i nierozważnych, że człowiek nie jest idealny i niezniszczalny, a z pewnością uczy tolerancji "tych innych".
Film zmienił moje spojrzenie na świat. Zauważyłam, że nasze poczucie całkowitego bezpieczeństwa jest złudne i dość nieprawdziwe. Spojrzałam na świat trochę inaczej.
Mam nadzieję, że na swojej drodze spotkam więcej tak wzruszających i mądrych filmów.

filmowy Zmarzluch

sobota, 13 czerwca 2015

Ludzie liczą czas, martwi nie...

Hej ho!
No cóż już prawie wakacje i powiedzmy sobie szczerze: już odliczmy dni do końca roku szkolnego.
Znaczy się nie wszyscy,bo umarli czasu nie liczą...
Poznajcie Madison Avery, pół martwą dziewczynę, której dusza, jakoś tak nie może przejść na tamten świat.
Pierwszy raz z tymi postaciami spotkałam się w książce pod tytułem "Bale maturalne z piekła". Można by powiedzieć, że był to prequel do tego "dzieła".
Jeżeli ktoś od dłuższego czasu czyta mojego bloga, to może zauważyć, że nie przepadam za cienkimi książkami, bo w nich nie da się opisać zbyt wielu emocji, sytuacji. W czasie czytania "Umarli czasu nie liczą" odniosłam wrażenie, że nie mam bladego pojęcia o głównej bohaterce, oprócz ogólnikowych informacji. Dobrze ma fioletowe włosy, jest nierozsądna, z wilczym biletem wyrzucona z jakiejś szkoły, no i na wpół martwa. 
Tak wiele informacji na raz!
Wszystko jest opisane tak, że co chwilę powinnam wracać do wydarzeń z poprzedniej strony, ale tego nie robiłam, bo po co i tak niczego to nie wniesie.
Dobrą książkę poznaje się po tym, że historia wciąga, a później odkładając ją na półkę nie wiesz jak żyć. Tak jest z wieloma książkami. Z tą nie...
A szkoda... Bo fabuła ma polot. Uważam, że nie ma złej książki, czasami jest po prostu źle napisana.
Cóż, nie jest to też książka, do której powinno się powrócić po latach, bo teraz jest się na nią za młodym.
To tylko moja skromna opinia. Sami przeczytajcie książkę i podzielcie się.
Ilu ludzi tyle gustów. 

liczący czas Zmarzluch

piątek, 12 czerwca 2015

Złoty kompas wskaże nam drogę...

Hej ho!
Nareszcie mogę coś napisać!
Dawno mnie tu nie było, ponieważ, przyznam się szczerze,  męczyłam się z książką...
Jaki wstyd!!
Mroczne Materie I. Złoty kompas - Pullman PhilipJednak obiecałam sobie, że ją przeczytam i to zrobiłam, choć zajęło mi to ponad tydzień!
Tą książką był 'Złoty kompas" Philipa Pullmana. I powiedzmy sobie wprost ta książka zalicza się do ciągutek. Zazwyczaj pływam po kartkach i słowach opowieści jednak tym razem wdrapałam się na 446, czy 445 górzystych stron.
Sama fabuła jest świetna i niesamowicie dobrze przemyślana. Jednak nie wiem czemu czytanie tej książki tak bardzo długo trwało. Ciekawe historie czyta się bardzo szybko, a ta za pewne była ciekawa.
No cóż, ale teraz kilka słów o fabule. 
Główną bohaterką jest Lyra Belaqua, która jest osieroconą wychowanką Kolegium Jordana. Jej życie jest jedną wielką sielanką której zazdrościłaby większość teraźniejszych dzieci.
Co jakiś czas odwiedza ją wuj o lordowskim  tytule i odpytuje ją z rzeczy, których się nauczyła. Przez cały czas towarzyszy jej dajmona, która jest odzwierciedleniem duszy. Jednak szczęście jak zawsze nie może trwać wiecznie. Rozpoczyna się walka o dzieci, dajmony, Pył i niedźwiedzie.
Sam opis fabuły brzmi nieźle, więc pewnie myślicie, książka będzie jeszcze lepsza. Jednak ja odniosłam wrażenie niesamowitej trudności czytania. może przez to, że wiele słów jest neologizmami i ciężko je sobie przyswoić. Nie widzę innego powodu.
Sama książka, pomijając wszystkie trudne słowa, jest świetna, ale dupy nie urywa. Może to przez to, że spodziewałam się fajerwerków. Przecież tę książkę zekranizowano i stała się hitem.
Mnie podobał się zamysł, wykonanie nie za bardzo. Ale to tylko moje zdanie, sami musicie się przekonać co do tej książki.

złoty Zmarzluch

poniedziałek, 8 czerwca 2015

Szatynki górą!

Hej ho!
Cóż tą książkę przeczytałam o wiele, wiele wcześniej, ale jakoś tak nie czułam potrzeby jej zrecenzowania. Jakoś tak wyszło. Jednak teraz czuję tę potrzebę.
Wampiry wolą szatynki - Sparks KerrelynCóż nie jest to druga część serii, ponieważ w bibliotece nie ma niczego na zawołanie. No sorry, nie moja wina.
W tej części poznajemy bliżej niesamowitego wampira Angusa McKaya, w którego pustych teraz żyłach niegdyś krążyła czysto szkocka krew. Nosi kilty ( tak to te męskie spódniczki ) i zazwyczaj ma przy sobie co najmniej jeden nóż. Możemy też powiedzieć, że jest nieczuły, a w jego sercu nie może zakwitnąć miłość. Jednak spotkanie wspaniałej Emmy Wallace, zabójczyni wampirów, jest jak masaż serca dla umierającego. Ta kobieta przywraca mu życie.
Oczywiście musi pojawić się jakiś wróg, jednak nie jest to jakoś specjalnie narzucone przez autorkę. Akcja wywiązuje się naturalnie i bez specjalnych udziwnień.
Książka, tak jak pierwsza część serii bawi słowem, czy sytuacjami.
Może nie powiedziałabym, że jest to arcydzieło literackie, które zmienia pogląd na życie, ale jest to książka, która wyciągnie cię z dołka.
Oczywiście, nie idźcie ślepo za moim zdaniem. Ile istnień tyle gustów. Przekonajcie się sami.

Zmarzluch - szatynka