środa, 29 lipca 2015

Wcale nie jest ciemno...

Hej ho!
No dzisiaj będzie wspaniałe południe, choć ranek sobie już zniszczyłam czytając książkę, która jest obrazą dla fanów fantastyki, wampirów i nadnaturalnych postaci...
A mówimy dokładnie o książce pani Claudii Gray, która po wypróbowaniu wielu zawodów, m. in.: prawniczki, dziennikarki, czy podobno beznadziejnej kelnerki, postanowiła stać się pisarką i natchniona sukcesem "Zmierzchu" napisała wampiropodobnego gniota. 
Może pomyślicie, że się czepiam, pewnie właśnie myślicie "Znawczyni się znalazła!". Jednak to prawda. Mówię tak dokładnie o "Wiecznej nocy", książce, która nie urzekła mnie pod żadnym względem, nawet nie wiem dlaczego znalazła się w moich łowach bibliotecznych, bo nic mnie w niej nie zachwyca, nawet okładka.
Przybliżając fabułę... W książce chodzi jak zawsze o zakazaną miłość, w tym przypadku człowieka, no i jakby się miało wydawać człowieka, ale o tym później, wśród nieprzychylnych dorosłych i nastolatków. W tle dziwaczna szkoła z samymi perfekcyjnymi uczniami, ciągle młodymi nauczycielami i "masą nauki".
Mogłoby się wydać ciekawe, ale nie, nie jest. Sam początek jest dość przewidywalny, chociaż nie poprawka, wszystko jest tam przewidywalne, nawet to, że rodzice głównej bohaterki są wampirami i że nasza rudowłosa Bianka jest nim tylko w połowie (Boże tego nawet nie da się uznać za spojler!) Nie wiem czy autorka chciała wywrzeć na czytelniku konsternację, zagubienie, czy sprawić by poczuł się oszukiwany przez cały czas, ale nie wyszło to na dobre!! Do tego te okrutne opisy, nawet jeden zacytuję:
"Patrice miała skórę w kolorze rzeki o wschodzie słońca - chłodnego, delikatnego brązu[...]".
I wszędobylskie "iż", zamiast "że". Rozumiem gdyby język był stylizowany, ale myślę, że na codzień my nastolatkowie nie posługujemy się tak wyrafinowanym językiem...
Historia jest toporna, a "wątek detektywistyczny"(jeśli mogę to tak nazwać) był przewidywalny, głupi i bez sensu.
Zazwyczaj my czytelnicy wybierając książkę posługujemy się informacjami podanymi z tyłu... Tym razem są one zupełnie nie zgodne z prawdą, wyssane z palca i godne pożałowania. Kiedy zaczęłam czytać to "dzieło" zastanawiałam się, czy to nie jest błąd drukarski, ale chyba nie...
Nie chcę więcej się na ten temat rozpisywać, ponieważ wiem, że książka ma swoich przeciwników, ale także zwolenników (których ja nie rozumiem). Sami musicie się przekonać czy wam się spodoba, bo to jest tylko moja opinia. Tylko jak będziecie sobie chcieli wydłubać oczy to nie przychodźcie z płaczem do mnie, ba ja tego nie polecam...

załamany Zmarzluch

poniedziałek, 27 lipca 2015

Prawda nie jest tutaj ważna...

Hej ho!
Tak, tak wróciłam...
No i mam dla was wspaniały przepis na wakacje i recenzje świetnej książki, której niestety nie doczytałam...
No to zacznę od przepisu:
1. Zaplanuj zrobienie czegoś szalonego (zafarbuj włosy, zrób sobie w końcu kolczyk w nosie i nie zastanawiaj się co pomyślą inni)
2. Zacznij zdobywać informacje na temat kosztów (najdź farbę, salon, w którym macie sobie przebić nos)
3. Idź do sprawdzonego przez znajomą salonu i dowiedz się o co chodzi i jak... (oczywiście idź na nogach)
4. Później znajdź ławkę i obgadaj wakacje z ową koleżanką.
5. Wróć do domu, zacznij dziwnie się czuć, ale olej to i jedź na działkę i graj w badmintona.
6. Nabaw się wspaniałego udaru cieplnego i czuj się jak jakiś przeżarty przez potwora śmieć.
No, wspaniałe wakacje!
A teraz przejdźmy do książki.
 Cóż może zawartość tego bloga tego nie odzwierciedla, ale, cóż kocham fantastykę i można powiedzieć, że jestem iście nerdowską dziewczyną albo, że niezły ze mnie zapaleniec...
I właśnie w tym klimacie będzie recenzowana przeze mnie książka.
Kochacie trudne do wymówienia imiona, zaklęcia, długie wyprawy, magiczne postacie, tajne bractwa i tak dalej to będzie to książka dla was.
A mianowicie "Ani słowa prawdy". Poznajcie Arivalda, czyli nie do końca czarodzieja.
Bo jak można nazwać zwykłego człowieka, który przywłaszczył sobie magiczne artefakty zmarłego maga i zaczął ich używać? 
Jednak był na tyle mądry by podejmować odpowiednie decyzje i przy okazji stać się prawdziwym Mistrzem Magicznym.
To, chyba, moje pierwsze spotkanie z Jackiem Piekarą  i mogę powiedzieć, że nie żałuję. "Ani słowa prawdy" to wspaniały zbiór opowieści o człowieku, który potrafi niesamowicie dobrze posługiwać się kłamstwem. Jednak nie jest w swym kłamstwie bezczelny. Przygody Arivalda podobały mi się, jednak nie przepadam za trudnymi imionami. No i jak już pisałam nie doczytałam przygód wspaniałego czarodzieja, ponieważ po pewnym czasie zaczęły mnie nużyć, a ja nie przepadam za nudą.
Jednak książka ma wiele plusów. Mianowicie, jest świetnie napisana, bardzo podobał mi się język, który posłużył się Piekara. Konstrukcja postaci i przygód jest wspaniała. No i wydanie, które miałam przyjemność czytać było pięknie zilustrowane, choć nie wiem, czy można tak powiedzieć o tych, które przedstawiały niektóre potwory... Niestety znalazłam tylko jedną, a do tego nie całą ilustrację, ale uważam, że to wspaniały przedsmak.
Cóż mnie się książka podobała, choć przeczytałam tylko do połowy. Może niegdyś powrócę i przeczytam do końca przygody dzielnego i jakże kłamliwego Arivalda z Wybrzeża.
Cóż to tylko moja opinia. Sami przeczytajcie i sami się przekonajcie.

magiczny Zmarzluch

środa, 15 lipca 2015

Czy wszyscy znikniemy?

Hej ho!
Wiem, wiem... Dawno nie pisałam...
Jednak są wakacje i na trochę wyjechałam. Nigdzie daleko, tylko na wieś do babci, ale tam jakoś tak się nie myśli o internecie, o napisaniu kolejnej recenzji, czy odpaleniu facebooka.
No, przejdźmy do sedna...
Podczas tego tygodnia skończyłam czytać drugą część "GONE", znaną też pod nazwą "Zniknęli'. Pierwszy tom czytałam przed kilkoma miesiącami, kiedy nie miałam bloga i nie chciałam robić niczego więcej niż czytanie i ślęczenie przy durnych filmikach na YouTube.
Cóż przybliżę fabułę. W małym mieście na Florydzie - Perdido Beach, niedaleko elektrowni atomowej, nagle i niespodziewanie znikają wszyscy ludzie powyżej piętnastego roku życia, a wokół elektrowni i miasta powstaje wielkie pole siłowe nazwane ETAP-em. W mieścinie zaczyna panować chaos i dziecięca radość z powodu zniknięcia rodziców. W końcu dzieciaki zaczynają się martwić i postanawiają sobie wybrać "nowego rodzica". Wypada na Sama Temple'a, który niegdyś uratował autobus przed wypadkiem.
W pierwszej części rozgrywa się wiele ważnych wydarzeń, jednak ja zrecenzuję tylko drugą część, czyli "Fazę drugą: Głód". Jak mówi sama nazwa W polu siłowym zaczyna brakować jedzenia, ludzie zaczynają głodować, a wrogowie nadal knują. Główny bohater zaczyna nie wytrzymywać napięcia i ma wszystkiego dość. Koszmary i kłopoty doprowadzają go do szału.
Cóż gdybym tam była i powiedziała, że żyjemy po to by jeść, a nie jemy po to by żyć to by mnie zlinczowali. Więc dobrze, że to nie jest prawda.
Świat stworzony przez Michael'a Grant'a jest świetnie przemyślany, wszystko jest dopracowane, a postacie nie są jednowymiarowe, często targają nimi sprzeczne uczucia i emocje.
Podoba mi się to, że bohaterowie popełniają błędy, kłócą się, ale potrafią sobie wybaczyć.
Polubiłam też sposób napisania książki, cieszę się, że czytelnik może poznać ETAP i opinię o nim z wielu perspektyw.
Opowieść niesie taż za sobą pewne przesłanie. Doceniajmy to co mamy. Może banalne, ale jednak często o tym zapominamy.
Myślę, że to świetna książka, ale oczywiście to wy musicie ją przeczytać. Sami się przekonajcie.

zaginiony Zmarzluch