niedziela, 31 stycznia 2016

Zostań łowcą!

Hej ho!
No więc tak. Dzisiaj będzie o polskiej książce i młodej polskiej autorce-debiutantce na arenie pisarskiej. Chodzi o "Amulet - Łowcy Potworów" Karoliny Cielas.
Jak zawsze książkę znalazłam w bibliotece, ostatnio filia w mojej miejscowości ma "dostawy" nowych książek, a ta z pewnością jest nowa, bo przede mną wypożyczyły ją tylko dwie osoby. Przyciągnęła mnie okładka, która jak na polskie wydanie jest nadzwyczaj amerykańska i sam tytuł.
Na początku dostrzegałam tylko "Łowcy potworów", a teraz gdy mam przed sobą książkę, jak od razu zauważam słowo "amulet".
Jednak sam opis (ten z tyłu książki) nie zachęcił mnie, ani nie zachwycił. Dlatego, w pewnym momencie, chciałam odłożyć książkę na półkę.
Opowieść mówi o młodej Rose, która w wakacje dowiaduje się o świecie magii, do którego należy od urodzenia. W poznawaniu siebie, przez czas wolny od szkoły pomaga jej syn pewnych znajomych
 - Ryan. Jednak we wrześniu przenosi się do szkoły magii w magicznym wymiarze - Velrisie. Tam odkrywa, że świat, do którego teraz należy wcale nie jest taki bajkowy.
Podoba mi się pomysł jaki zakwitł w głowie tej młodej osoby, (sama nie jestem wiele starsza, więc może przemawia przeze mnie zazdrość?) jednak całość wydaje się okropnie płaska. Lubię dobrze napisane opisy, które działają na wyobraźnię czytelnika, ale tutaj prawie wcale ich nie ma. Podczas czytania wydawało mi się, że Rose chodzi do źle zorganizowanej podróbki Hogwartu.
Co do samej bohaterki, wydaje mi się strasznie irytująca, niemyśląca nastolatka, która w głowie ma tylko flirtowanie z chłopakami (takie połączenie "Harrego Potter'a" ze "Zmierzchem"). Dziewczyna też nie grzeszy rozumem, podejmując głupawe decyzje i wkurzając wszystkich dookoła próbą udawania tego, że nie jest wyjątkowa, choć w narracji wciąż o tym przypomina. Do końca opowieści nie mogłam sobie wyobrazić żadnego z bohaterów, ponieważ opisy są znikome. Rose mogłabym utożsamić z każdą brązowowłosą dziewczyną miniętą na ulicy, a Davida z blondynem o umięśnionych barkach.
Wydaje mi się, że akcja toczyła się za szybko. O wiele za szybko. Postacie wydają się płaskie bez większego kolorytu. a sceny "walki" chaotyczne, nie wzbudziły we mnie żadnych emocji.
Jednak nie jestem na nie!
Myślę, że wydanie książki tak szybko było falstartem. Mogła jeszcze poczekać, przegryźć to wszystko, dopracować, zatrzeć podobieństwa między J.K. Rowling, dodać więcej magii, opisów...
Po prostu dopracować.
To co najbardziej mi się spodobało to praca Łowcy Potworów, ponieważ przypomina mi pracę Aurorów z opowieści o chłopcu z blizną, a to mój ulubiony zawód w świecie baśni.
Nie wiem czy już o tym pisałam, ale ciężko mi znaleźć polskiego pisarza, który zwyczajnie by mnie zachwycił. No i chyba muszę go szukać dalej, ponieważ panna Cielas nie zostanie moją ulubioną autorką, no chyba, że popracuje nad swoim stylem i zacznie zwracać uwagę na dopracowywanie każdego szczegółu, bo w tym właśnie tkwi diabeł, który niszczy całą koncepcje.
Jednak, jeśli panna Cielas będzie to czytała, to życzę jej powodzenia w dalszej karierze i rozwinięcia skrzydeł o wiele szerzej niż robi to teraz.
Oczywiście możecie się ze mną nie zgadzać, ale zanim napiszecie, że zazdroszczę, przeczytajcie książkę i sami się przekonajcie.

nowy Łowca Potworów

niedziela, 17 stycznia 2016

Listy bez odbiorcy

Hej ho!

Wyobraźcie sobie, że kochacie kogoś tak mocno, że moglibyście dla tego kogoś skoczyć w ogień. Niestety, ten ktoś was opuszcza, a raczej umiera na waszych oczach.
 To właśnie przytrafiło się Laurel, bohaterce książki Avy Dellairy - "Kochani dlaczego się poddaliście?". 
May była najjaśniejszą gwiazdą w gwiazdozbiorze młodej bohaterki, jej opoką, wzorem do naśladowania, ukochaną siostrą, ale gwiazdy z czasem zaczynają gasnąć, by umrzeć niezauważone.
Tyle, że śmierć pięknej i powabnej May nie umknęła nikomu, bo popełniła samobójstwo, a ono zawsze jest zauważone.
Laurel jest załamana, wszystko przypomina jej siostrę, przez którą została zdradzona.
Osamotniona i smutna dziewczyna zaczyna nowy rok szkolny w liceum, do którego nie chodziła jej siostra, nie odzywa się o nikogo, nie uśmiecha, tylko funkcjonuje bez życia i pasji w sobie.
Aż przychodzi moment jednej pracy domowej, dzięki której zaczyna się otwierać przed tymi, którzy nie mogą przeczytać jej słów, bo oni nie żyją.
Pisze między innymi do Kurta Cobaina, Janis Joplin, Jima Morrisona, czy innych jej idoli, ale także poetów i aktorów.
Szczerze przyznam, że podobała mi się ta książka, chociaż to mój ulubiony "fenomen", tylko, że to dzieło na prawdę nim jest. Wszystkie postacie są dopracowane, nie płaskie i niedopracowane, często wydaje się, że to mógłby być nasz sąsiad zza ściany. Wszyscy mają swoją własną historię i każdy ma swoje pięć minut chwały.
Przez cały czas, od samego początku postrzegałam Laurel jako skrzyżowanie Paula Coelh'ego z typową tumblr'ową nastolatką, co jest nadzwyczaj dobrym połączeniem, bo tak na prawdę wyszła z tego zwyczajna zagubiona nastolatka z filozoficznym usposobieniem.
Szczerze przyznam, że napisanie tej recenzji zajęło mi mnóstwo czasu. Po zakończeniu czytania nie poczułam pustki, jak po każdym znaczącym coś dziele, ale to przez to, że książka nie jest zbyt długa i nie zdążyłam się do nikogo przywiązać. Musiałam to wszystko przemyśleć, przetrawić, by powiedzieć szczerze, że ta książka zasługuje na miano fenomenu, bo to najprawdziwsza historia o dorastającej młodzieży jaką czytałam.
Serdecznie Wam polecam.

 typowa nastolatka

sobota, 2 stycznia 2016

"Nowy rok, nowa ja"

Hej ho!

Jak tam Sylwester? Mój był nadzwyczaj świetny! Dość nietypowy, w towarzystwie rówieśników, prawie do białego rana. 
Zazwyczaj wybieram się na "Bal Dziennikarza", czyli podróż z Wrocławia do Krakowa z pomocą pilota i kanapy.
 Nowy rok rozpoczął się wczoraj, ale wczoraj ciężko mi było się skupić.
Zdecydowanie za mało snu.
Ogólnie nie czuję się jakoś specjalnie. Nowy rok nigdy nie napawał mnie jakąś specjalną siłą typu: "Nowy rok, nowa ja", czy coś w tym stylu. Ten rok nie jest wyjątkiem.
Czuję się stara i zmęczona. Z brakiem pomysłów na przyszłość i zlaną w jedną plamę przeszłością. 
Gdybym miała podsumować 2015, to szczerze się przyznam, że nie mogę powiedzieć nic szczególnego, bo z perspektywy wydaje się być niezwykle długi, a przy okazji zlewa się z 2014, 13, 12, a nawet z 1999.
Nie mam pamięci do dat. Wiecie przeszłość traktuję jako przeszłość, tak ogólnie. 
Mogę tylko powiedzieć, że był to bardzo męczący rok, tak jak każdy poprzedni.
Nie mam żadnych postanowień, żadnych założeń, żadnych planów.
Bo to, że zmieniliśmy kalendarz i musimy się przyzwyczaić do nowej cyferki na końcu daty, nie oznacza się, że my też się zmienimy i że będziemy mogli wszystko zmienić.
Jednak chcę wam życzyć, by udało wam się zmienić wszystko co chcecie zmienić i stania się tymi "nowymi wami", jeśli tylko zechcecie.

nienowa ja